Thursday, October 19, 2017

Nietuzinkowa kadzielnica

Dziś zestaw mszalny naszego najstarszego syna wzbogacił się o kolejny element - kadzielnicę. Zanim napiszę cokolwiek więcej, na chwilę zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że jesteśmy znów siedmiolatkami. Że jesteśmy w naszych domach okresu dziecięcego i chcemy stworzyć, chcemy zbudować taką kadzielnicę. Z czego możemy ją zrobić? W jaki sposób? Jakimi narzędziami się posłużymy?
Gotowi na zamknięcie oczu?

Start!!!
...
ćwierć chwili
...
pół chwili
...
3/4 chwili
...
chwila minęła!

I jak? Pustka w głowie? Potrzeba więcej czasu? ;-) No to jeszcze raz: Start!
...
ćwierć chwili
...
pół chwili
...
3/4 chwili
...
druga chwila minęła!

Przyszedł do głowy już jakiś pomysł? Jak tak, to już za kilka zdań będzie go można skonfrontować z pomysłem naszego synka. Przyznam szczerze, że mi jakoś nie przyszło nic do głowy. Nasz siedmiolatek natomiast poradził sobie z tym zadaniem bezbłędnie i to w nietuzinkowy sposób. Z kuchni od mamy wziął pudełko po lodach. Z "pracowni" taty wziął taśmę malarską. Połączył te dwa elementy i powstała kadzielnica. Nie dość, że banalnie prosta, to jeszcze bardzo funkcjonalna! Wprawiona w ruch wahadłowy, naprawdę świetnie imituje prawdziwą. Jej zdjęcie zamieszczam na dole posta.

I teraz dwie sprawy...

Pierwsza to wyobraźnia dziecka, która nieskrępowana wyuczonymi szablonami zaskakuje nas rodziców = nas dorosłych na każdym kroku. Kadzielnica nie jest wcale odosobnionym przykładem. Postaram się wrzucać również inne. Dziś po prostu widok synka profesjonalnie trzymającego swoją kadzielnicę i kiwającego nią to w lewo, to w prawo, wprawił mnie w takie zdziwienie, że nie mogłem nie przelać tego na... papier. A jeszcze jak przed chwilą dołączył do tego maszerowanie dookoła dziecięcego stolika w swoim pokoju, to już w ogóle...

Druga to kwestia zafascynowania okadzaniem. Jak już swego czasu wspominałem, najczęściej zajmujemy w kościele pierwszą ławkę. Stamtąd doskonale widać co dzieje się na ołtarzu i wokół niego. Dzięki temu dzieci są w stanie zainteresować się tym, czy owym (nie ma tu jakieś reguły, co akurat przykuje ich wzrok). Przecież w pierwszych kilku latach życia z racji wieku, pełne skoncentrowanie na całej Eucharystii, czy jakimś nabożeństwie jest często fizycznie i psychicznie niemożliwe. Naprawdę nie mam pojęcia jak dziecku, które co niedzielę widzi przez godzinę jedynie plecy osób stojących, czy siedzących przed nim i w najlepszym przypadku ramiona i głowę kapłana, może podobać się Msza święta. Ile razy to wręcz współczuję dzieciom, które są w kościele karcone przez swoich rodziców za to, że z powodu znudzenia zaczynają "się wiercić". Spróbujmy sami choć raz iść do kina na film, którego fabułę nie do końca rozumiemy i zasłońmy sobie tak ekran, aby widzieć jedynie jego trzecią część. Ciekawe jak długo wytrzymamy bez ziewania. ;-)

Tak więc zachęcam, aby przełamywać się i siadać zupełnie z przodu. Nawet jak między nami a kolejną osobą w kościele będzie kilka ławek pustych. Nawet jak będziemy czuli na sobie wzrok wszystkich pozostałych wiernych. Nawet jak przyjdzie nam na oczach wszystkich znosić grymasy naszych dzieci, a nawet czasem przeżyć upokorzenie bycia rodzicem "niegrzecznych" dzieci.  Trudno. Nie od razu Rzym zbudowano. Bóg jednak na pewno dostrzeże nasze wysiłki i bardziej prędzej niż później będziemy zbierać tego dobre owoce. Owoce wyrosłe na naszym poświęceniu w wychowywaniu naszych dzieci do świętości.

Chwała Panu!

(Swoją drogą jak już padło słowo "niegrzeczne", to polecam mój pierwszy post na tym blogu: Mieć grzeczne dzieci - nie tego pragnę. Nie stracił nic ze swojej aktualności. :-D )


No comments:

Post a Comment