Saturday, September 23, 2017

Tato, zdarzył się cud

Gdyby napisać wszystkie działania Boga, które mają miejsce przez, w obecności i dla naszych dzieci, to po każdym dniu trzeba by spędzać chyba pół nocy, aby je opisywać. Ale to sprzed chwili tak mi się spodobało, że postanowiłem szybko je opisać.

Chodzi o dostrzeganie w naszym życiu codziennym owego cudownego działania Boga. I pisząc o działaniu Boga mam na myśli działanie, które być może jest za sprawą naszej ukochanej mamy Maryi, aniołów stróżów lub innych aniołów, patronów z chrztu i bierzmowania, świętych, dusz czyśćcowych, dzieci nienarodzonych... Każde bowiem ich działanie ma u źródła Boga i zawsze jest dla Niego - nigdy przeciw, bez wiedzy, czy w ogóle bez określonego celu.

Miałem do załatwienia pilną sprawę na mieście dziś rano. Wracam do domu i syn mnie wita w dość nietuzinkowy sposób:
- Tato, zdarzył się cud!
- Co takiego? - pytam, i syn zaczyna opowiadać. Bierze jakąś kolorowankę do ręki i pokazuje stając przy meblościance:
- Wczoraj jak sprzątałem, wziąłem tę książkę i chciałem ją włożyć na półkę. Było akurat miejsce, między książkami, więc próbowałem ją w nie włożyć, o tak... - i tu pokazuje jak to robił. - Ale nie mogłem, bo coś przeszkadzało. Patrzę, a tam dalej jest książeczka do odprawiania mszy świętej, której tak szukałem. To Pan Bóg sprawił cud, że ją znalazłem.

Przypadek? Jeżeli ktoś wierzy w brak istnienia Boga, to zdecydowanie tak. I wtedy jeszcze niech dołoży do tego przypadku całe tło do powyższego dialogu...

Syn lubi bawić się w odprawianie mszy świętej. Do tego używa książeczki do Eucharystii, choć na razie czytanie, powiedzmy eufemistycznie, nie idzie jeszcze zbyt dobrze. Ale książeczka musi być. Samą książeczkę kupiłem parę lat temu, już nawet nie pamiętam gdzie. Kojarzę jedynie, że zrobiłem to z tą myślą o synku, kiedy zauważyłem u niego takie zamiłowanie. Jakie były tego początki, może innym razem. No więc książeczka się zgubiła. Syn jej bezskutecznie szukał od dłuższego czasu. Właściwie to przeszukał już kilkakrotnie wszystkie potencjalne miejsca, gdzie zwykł chować książeczkę. Ostatnie poszukiwanie miało miejsce wczorajszego poranka. Szukał, prosił Jezusa o znalezienie i... nie udało się. I jak tu odprawiać mszę świętą bez tego elementu?

Po południu, gdy wróciłem z pracy, moim oczom ukazał się bałagan. A ponieważ wieczorem miałem zabrać syna na trening piłki nożnej, powiedziałem:
- Albo posprzątasz to wszystko, albo nie jedziemy.
Usłyszałem oczywiste marudzenie:
- Ale tato, przecież większość z tych rzeczy to nie ja porozwalałem.
- To prawda, ale ani z braciszkiem, ani z siostrami nie jeżdżę na treningi, więc to dobra okazja, aby nauczyć się, że każda rzecz wymaga wysiłku i nic nie ma za darmo. Oprócz miłości Boga, którą mamy za darmo - dopowiedziałem. Tę ostatnią prawdę bardzo staramy się z żoną podkreślać dzieciom, aby stosunków międzyludzkich nie przekładali na relacje z Bogiem.

I w ten sposób właśnie książeczka się znalazła. I przyznam szczerze, że byłoby trudno ją znaleźć, ponieważ, jak opowiadał syn, była dobrze schowana. Ma mniej więcej pocztówkowy format, a kolorowanki i inne książki, między którymi stała mają format A4 i A3.

No ale dla Boga, który z wielką miłością cały czas nas obserwuje, nie ma rzeczy niemożliwych. Tym bardziej, jak chodzi o taką rzecz. :-)



No comments:

Post a Comment