Monday, April 11, 2016

Błogosławieństwo dzieci podczas Komunii świętej

Cały czas "chodzi mi po głowie" następujący wers: "Chwała, cześć, mądrość, moc, błogosławieństwo na wieki! Na wieki!". Jest to fragment z piosenki "Przed tronem Twym stoimy". Można go posłuchać chociażby w poniższym wykonaniu:
Przed tronem Twym stoimy

A skoro tak się już ten wers nachodził, to może pozwolę mu odpocząć dzieląc się kilkoma przemyśleniami. Aby to zrobić, muszę się cofnąć do ostatniej niedzieli, kiedy to całą rodziną wybraliśmy się spotkać z Jezusem na Mszy świętej. Akurat poszliśmy do kościoła, gdzie ciągle można przyjąć do serca Naszego Pana klęcząc na stopniu ołtarza. Piękna rzecz! Była to Eucharystia z udziałem dzieci, więc z przodu było dość tłoczno. Mimo to udało nam się uklęknąć całą rodziną. Żona z najstarszym synem, ja z córkami. Tylko, jak się wkrótce okazało, wyszło dość niefortunnie, ponieważ uklękliśmy mniej więcej na środku i różni kapłani podali nam Ciało Chrystusa.
- No i co z tego? - zapyta pewnie uważny czytelnik. - Przecież to nie ma znaczenia kto podaje Hostię.
- Tak, to prawda. Ale...
I tu zaczyna się sens niniejszego postu.

Kapłan, który podał mi Pana Jezusa pobłogosławił również córeczki, które klęczały po obu moich stronach, za co podziękowałem szczerym uśmiechem. Kapłan, który podał Jezusa żonie, nie uczynił tego gestu wobec synka. Oczywiście nie musiał, ale...
Znów pozwolę sobie użyć wielokropka poprzedzonego spójnikiem "ale", ponieważ jak łatwo się domyślić dziewczynki bardzo się uradowały z otrzymanego błogosławieństwa, podczas gdy synek był niepocieszony.

Dzieci, które są w wieku przedszkolnym z samej Mszy świętej są w stanie wynieść zaledwie poszczególne elementy. (Jak ja staram sobie z tym radzić opisałem jakiś czas temu w poście: Niedzielna Msza Święta z widokiem na ołtarz). I nawet jak jest ona z udziałem dzieci, to najczęściej kazanie, czy może bardziej rozmowa z dziećmi, skierowane jest do tych w wieku "okołokomunijnego", więc zdecydowanie jeszcze nie poziom przedszkola. Stąd ksiądz ma naprawdę niewiele okazji, aby "chwycić za serce" takiego malucha. Aby sprawić, że zapamięta on coś niezwykłego/przyjemnego/fajnego, czym będzie mógł się pochwalić choćby w rodzinie, a co stanie się pozytywnym skojarzeniem wobec kapłana - było, nie było - reprezentującego Boga. Coś do czego zatęskni, na co będzie wyczekiwał, czego będzie szukał podczas kolejnego niedzielnego spotkania w kościele. Mi przychodzą do głowy trzy takie charakterystyczne momenty:
- przejście do/z konfesjonału, kiedy to kapłan może uśmiechnąć się do dziecka, czy nawet zamienić z nim jakieś słowo
- przejście z tacą, kiedy to kapłan może np. pogłaskać dziecko po głowie w formie podziękowania
- moment rozdawania Komunii św., kiedy to kapłan może pobłogosławić dziecko

W sumie jeszcze jeden mi się kojarzy, ale to tylko w przypadku jakichś specjalnych uroczystości, kiedy dodatkowo jest procesja na wejście i na zejście. Tutaj fenomenalnie potrafi zachować się nasz kardynał Stanisław Dziwisz. Nie dalej jak miesiąc temu, przed Mszą św. Wieczerzy Pańskiej w katedrze wawelskiej, będąc delikatnie spóźniony (parkowanie przy Wawelu...) i próbując prześlizgnąć się boczną nawą z najstarszą dwójką dzieci do miejsca, gdzie będzie widać ołtarz, niemalże zderzyliśmy się z procesją na wejście. Ponieważ uznałem, że osób idących w stronę przeciwną jest zdecydowanie więcej, a wiadomo - są w życiu takie sytuacje, że sprawdza się powiedzenie - "gdzie siła tam i racja", zrezygnowałem na chwilę ze swoich planów przejścia przed ołtarz i zarządziłem rodzinne usunięcie się z traktu procesji. Był to przysłowiowy "strzał w dziesiątkę", ponieważ procesję zamykał kardynał Dziwisz, a zobaczywszy tatę z małym synkiem i córeczką, podszedł do nas, pochylił się, uśmiechnął i przywitał podając rękę najpierw synkowi, potem córeczce. Co tu więcej dużo pisać. Rodzeństwo było zachwycone! :-)

Wróćmy jednak do tych trzech momentów. Pierwsze dwa są niejako formą grzeczności, których wykonanie, albo i nie głównie zależy od charakteru kapłana, czy może konkretniej - od jego osobistych umiejętności nawiązywania kontaktu z ludźmi. Trzeci moment natomiast, będący zresztą dość istotnym punktem, co zaraz postaram się wytłumaczyć, jest już wg mnie niezależny od cech charakteru. Zależy jedynie od zrozumienia, czy też zaakceptowania określonych mechanizmów i otwarcia się na pewne prawdy.

Błogosławieństwo kapłana czy to w formie nałożenia rąk, czy krótkiej modlitwy, czy po prostu "krzyżyka na czole", ma dodatkowo wielką moc duchową. Kapłan działający w mocy Chrystusa (niezależnie, czy sam podąża drogą Bożą, czy nie) błogosławi zawsze tak, jakby to robił sam Jezus. Tak więc możemy tutaj upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W młodym umyśle dziecięcym skraca się dystans do kapłana, a jednocześnie otrzymuje ono indywidualne błogosławieństwo.

Dlatego wiedząc w danej parafii, który ksiądz pobłogosławi dzieci, staramy się z żoną iść właśnie do niego podczas Komunii św.. A jeżeli z jakichś względów nie można, to zachęcamy dzieci (na razie najstarsze), aby np. ustawiły się w rzędzie do owego błogosławiącego kapłana i jak przyjdzie ich kolej, podeszły z palcem na ustach, aby otrzymać błogosławieństwo.

Do takiego zachowania gorąco zachęcam wszystkich rodziców, którym zależy na świętości swoich pociech. Z kolei wszystkich kapłanów zachęcam i gorąco proszę, aby błogosławili dzieci, które podchodzą z rodzicami do Komunii świętej. I niech nie będzie wymówką, że to niepotrzebnie wydłuża czas rozdawania Pana Jezusa, czy może, że tymi samymi palcami bierze się za chwilę Hostię, aby podać kolejnemu wiernemu. Czas błogosławieństwa to czas jedynie zyskany. A jeżeli ktoś bardzo się boi o zachowanie czystości palców, zawsze może uczynić znak krzyża choćby bokiem kciuka, czy też najmniejszym palcem, czy wręcz w powietrzu. Dzieci naprawdę cieszą się, kiedy je ksiądz pobłogosławi. Czują się trochę jak dorośli. Tak jakby też przyjmowały do serca Pana Jezusa, ale jeszcze "po dziecięcemu".

Kochani kapłani, wasz realny czas, aby zawalczyć o serca swoich owiec, skraca się z każdym rokiem. Za kilka lat może okazać się, że bierzmowanie to już wcale nie ostatnie pojawienie się w kościele dla wielu, bo ostatnim jest biały tydzień po pierwszej Komunii świętej. Dlatego wykorzystujcie jak tylko się da każdy element, który wyrysowuje piękny obraz Boga w duszach tych najmniejszych.

I na koniec jeszcze takie ostatnie słowo do Was drodzy kapłani...
Za czasów Chrystusa dzieci były takimi samymi dziećmi jak obecnie. Jezus potrafił znaleźć dla nich czas, nawet mówiąc do dorosłych, nawet na przekór swoim uczniom. A jak zdobywał ich serca? Wspomina o tym m.in. św. Marek w 10 rozdziale swojej Ewangelii:
"I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je." Mk (10, 16)
Czytając powyższy fragment Pisma Świętego nasuwa mi się takie dość mocne pytanie:
Czy dzisiejsi faryzeusze, nie doczepiliby do naszego Pana łatki pedofila?
Dlatego kochani kapłani, nie bójcie się okazywać ojcowskiej miłości dzieciom w tych prostych gestach jak uśmiech, podanie ręki, pogłaskanie po głowie, położenie rąk na głowie, przytulenie, błogosławieństwo. A jak kogoś to drażni? Cóż...
"Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć." Mt (10, 24-26)




No comments:

Post a Comment