Thursday, April 7, 2016

Oddaj coś ukradł

-Wiesz tatusiu, dzisiaj nic nie ukradnę.
Takim mniej więcej tekstem poczęstował mnie sześcioletni syn, kiedy dziś wchodziliśmy do marketu. Uśmiechnąłem się i odparłem:
-Cieszę się.

Niecodzienny dialog można by rzec. ;-) Żeby go zrozumieć, musimy cofnąć się o kilka dni...

Wtedy bowiem byłem z synem w owym markecie bodajże po mleko i chleb. Synek nalegał żeby kupić mu coś jeszcze, ale nie zgodziłem się tłumacząc, że jesteśmy tu jedynie po konkretne dwie rzeczy. Po przyjściu do domu miało miejsce pewne zdarzenie, które nieopatrznie zignorowałem. Synek poszedł do swojej siostry do pokoju i coś tam w konspiracji szeptali. Przechodząc obok kątem oka to widziałem, ale tak jak mówię, zignorowałem sądząc, że opowiada wrażenia w wizyty u lekarza, która miała miejsce tamtego dnia.

Po niedługim czasie, może godzinie, może krócej, żona mi mówi, żebym przyszedł i dowiedział się o pewnej sprawie. Przyszedłem więc i słyszę, że syn zrobił coś bardzo złego.
- Co takiego? - zapytałem.
Okazało się, że podczas pobytu w sklepie włożył do kieszeni kurtki paczkę tik-taków. Na szczęście, jeżeli można w ten sposób napisać, sumienie go na tyle gryzło, że musiał to powiedzieć mamie. No a żona od razu przekazała mi. Szczerze powiedziawszy nie byłem przygotowany na taką wiadomość, więc spontanicznie powiedziałem, że to bardzo złe co uczynił, że kradnąc cukierki bardzo zasmucił serce Maryi i serce Jezusa, i że muszę się zastanowić nad karą.

Pomysł przyszedł szybko. Po męsku, krótko i treściwie: "oddaj coś ukradł". Przekazałem go synkowi i już po paru minutach jechaliśmy z na-wpół-opróżnioną paczką tik-taków z powrotem do marketu. Umowa była taka, że syn miał przeprosić panią ekspedientkę za popełniony czyn i zapłacić. W drodze zdążył kilka razy zapytać:
-Tatusiu, ale razem będziemy mówić, dobrze?
Na co ja kilka razy powtórzyłem:
- Nie synku. Pójdę z tobą, będę stał przy tobie, ale to ty sam będziesz musiał przeprosić.

Dojechaliśmy. Wysiedliśmy z auta. Przeliczyłem pieniądze, które miałem w portfelu. Wyszło 1,34 zł w monetach i 100 zł w banknocie. Dałem wszystkie monety synkowi i weszliśmy do marketu. Znalazłem miejsce gdzie stały tik-taki, ale ceny nie było. Z pomocą obsługi okazało się, że paczka kosztuje 1,39 zł. Ok pomyślałem, resztę dopłacę z karty jak się uda, a jak nie to rozmienię stówkę. Poszliśmy więc do kolejki do kasy. Jedna osoba przed nami, więc będzie szybko pomyślałem. Jeszcze raz usłyszałem z ust syna:
- Razem powiemy, dobrze?
I jeszcze raz odpowiedziałem:
Nie synku, razem podejdziemy, ale przeprosić będziesz musiał ty.

Doszliśmy więc do kasy. Nie było już "naszej" pani ekspedientki. Jej miejsce zajął jakiś młody chłopak. Ponieważ omal nie zaczął kasować wyłożonego już towaru następnego klienta, powiedziałem:
- Nie, nie. My tylko z jedną rzeczą, ale wcześniej syn chciałby coś powiedzieć.
- Przepraszam, że ukradłem tik-taki. - Powiedział łamiącym się głosem ze spuszczoną głową kładąc otwartą paczkę na ladzie i garść monet, po czym szybciutko ukrył się za ladą.
Kasjera tak zamurowało, że nic nie odpowiedział. Wczytał kod kreskowy z którego zgodnie z wcześniejszą informacją wyszło 1,39 zł i zaczął liczyć monety. Powiedziałem, że pewnie zabraknie, więc dopłacę z karty. Okazało się jednak, że jest 1,43 zł i otrzymałem jeszcze 4 grosze z powrotem. Widocznie musiałem przy liczeniu przed sklepem jedną 10 groszówkę porachować jako grosza.

Wziąłem więc paczkę tik-taków (syn jej nie zabrał z lady, bo jak później powiedział, myślał, że trzeba za ukradzioną rzecz zapłacić i jednocześnie ją zostawić) i na odchodnym powiedziałem jeszcze:
-Dziękuję, do widzenia i przepraszamy, że musieliśmy wrócić i zapłacić.
-Żeby tak wszyscy wracali.- odpowiedział, chyba z nutką uznania cały czas zaskoczony całą tą sytuacją sprzedawca.
To jednak nieistotne. Istotne jest to, że synek wyszedł ze sklepu zadowolony, a ja bardzo dumny. Oczywiście nie z tego, że ukradł, ale z tego, że zdobył się na odwagę, przeprosił, oddał i zapłacił za zabrany towar.

Jeszcze dla pewności zapytałem w drodze do samochodu:
- I jak, fajnie jest kraść, a potem przepraszać i oddawać skradzioną rzecz?
- Nie, niefajnie. - odpowiedział.
- Obiecujesz, że już więcej to się nie powtórzy?
- Tak, obiecuję.

A po powrocie, zgodnie z prawdą zrelacjonował mamie:
- Jak przepraszałem to chciało mi się płakać, ale nie płakałem.
A ja dodałem tak, żeby syn słyszał:
- Wiesz kochanie, byłem dumny z niego jak pięknie załatwił całą sprawę.

Bo taka jest prawda. Niby mała rzecz - paczka tik-taków, a jednak całe to zdarzenie posłużyło, aby zbudować w synku świadomość, że za popełnione zło należy zadośćuczynić oraz poczucie, że lepiej jest unikać czynienia złych rzeczy niż je naprawiać. Każde bowiem zło, które popełniamy smuci Boga i jeżeli odpowiednio nie zareagujemy, może zostawić w naszym sumieniu otwartą furtkę, czy może lepiej przetartą ścieżkę, do popełnienia podobnych złych uczynków w przyszłości.


2 comments:

  1. Bardzo, bardzo piękne! Gratuluję!

    ReplyDelete
  2. Tak się zaczytałam, że ostatnio mało się nie spóźniłam na zajęcia!
    Bardzo dobre świadectwo, każdemu może się zdarzyć, a myślę, że na pewno się będzie pamiętać ;)

    ReplyDelete