Thursday, December 31, 2015

Prezenty do kosza - Lalki typu Barbie

Poniższy wpis jest kontynuacją Prezenty do kosza, stąd jeśli otwarłeś/aś tę stronę bezpośrednio, proszę o uprzednie zapoznanie się z treścią owego pasta, aby właściwie wszystko zrozumieć.

Zanim zajmę się lalkami typu Barbie, pozwolę sobie podzielić się z wami pewnym zdarzeniem z wczorajszego dnia, a właściwie jego końca. Po skończonej wieczornej Mszy świętej w kościele nastąpiła adoracja Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Zostałem, aby przegadać kilka spraw z Panem. Była również mama z kilkuletnim dzieckiem. Dziewczynka chodziła po kościele, coś tam mówiła, dokazywała, tupała, wspinała się na ogrodzenie przy szopce... Osobiście jej zachowanie wywołało na moich ustach uśmiech, ponieważ wydało mi się zabawne. A skoro mnie wydało się zabawne, to tym bardziej Gospodarzowi domu musiało ono sprawić radość, ponieważ On jest o wiele bardziej łagodny, wyrozumiały i miłujący każdego człowieka niż każdy z nas.

Co jednak zaniepokoiło mnie, to przedmiot, który dziewczynka miała w ręce. Właśnie tytułową lalkę typu Barbie. Z kobiecymi kształtami, wymalowaną, kuso ubraną, nienaturalnie chudą, z nienaturalnie długimi nogami. Kontrastowała ona mocno z wystrojem kościoła, a przede wszystkim z postaciami z szopki, do której często podchodziła dziewczynka. Usłyszałem wewnętrzny głos, aby porozmawiać z jej mamą. Wzbraniałem się jak mogłem, bo takie działanie wcale nie jest przyjemne. Poza tym człowiek nigdy nie wie na jaką reakcję trafi i jak się wszystko może skończyć. O wiele prościej i wygodniej było mi klęczeć przed Panem Jezusem i adorować Go. Nawet zacząłem się wymawiać w sercu, że to na pewno moje "widzimisie". Zresztą jeżeli tak nie jest, to proszę Cię Boże o jakiś znak - pomyślałem. Na przykład krótki, ostry ból głowy, pleców, czegokolwiek - żebym miał pewność, że to Twoja wola. Nic takiego się nie wydarzyło, ale wnet usłyszałem w sercu odpowiedź - "Nie tak działam.". I to chyba Maryja sprawiła, że kiedy usłyszałem jak dziewczynka z mamą głośno odmawia przed żłóbkiem dobrze znane modlitwy "Ojcze nasz...", "Zdrowaś Maryjo...", "Aniele Boży..." zrozumiałem, że to jest ten moment, ponieważ za chwilę opuszczą kościół, zebrałem się w sobie, wstałem, ubrałem się, uklęknąłem jeszcze na koniec w nawie głównej, aby pozdrowić Przenajświętszy Sakrament i wyszedłem z kościoła tuż przed z dziewczynką i jej mamą. Przed kościołem zagadałem mamę, a rozmowa wręcz niesamowicie się potoczyła.

Rozmawialiśmy chyba kilkanaście minut. Okazało się, że studiowaliśmy na tym samym wydziale, choć na zupełnie innych uczelniach, że mamy tę samą ilość dzieci, że mamy aktualnie podobne problemy... Nie będę jednak rozwijał tych wątków. Co istotne, to kwestia lalki, wokół niej bowiem kręciła się cała rozmowa. Próbowałem najdelikatniej jak potrafiłem wytłumaczyć i uargumentować, że nie jest to właściwa zabawka dla dziecka. Wprawdzie w ciągu tych kilkunastu minut nie udało mi się do końca przekonać  mamy, aczkolwiek ziarno zostało zasiane i wierzę mocno, że wkrótce nie dość, że wykiełkuje, to jeszcze przyniesie owoc. Ja zrobiłem swoje, o resztę zatroszczy się Maryja.

Jeden istotny fakt pragnę jeszcze przytoczyć z owej dyskusji. Rozmowa tak się ułożyła, że poruszyliśmy również temat tatuowania się. Mama sama opowiedziała mi kawałek historii swoich pozostałych (już w części dorosłych) dzieci, z którymi miała ogromny problem w kwestii tatuowania się. Wręcz "cudem" udało się jej po wielu, wielu, wielu rozmowach, prośbach, groźbach i napomnieniach zniechęcić swoje dzieci do tego kroku. Jak sama powiedziała od dziecka lubiły sobie przyklejać na ręce różne naklejki, stempelki itp. i ta fascynacja przerodziła się z czasem w chęć posiadania tatuażu. Jakiś czas temu pisałem o tym: Tatuaże - psychiki witraże, czyli kilka słów o malowaniu ciała. Ten post wywołał spore poruszenie i burzliwą dyskusję na fejsie. Myślę, że krótkie świadectwo owej mamy, bez cienia wątpliwości potwierdziłoby wszystko, co tam napisałem. Obawiam się jednak, że z tym postem będzie podobnie. Należy jednak uzmysłowić sobie pewien mechanizm. Chodzi o to, że są sprawy, które są bardzo ważne, a które nie są w łatwy sposób mierzalne zmysłami tu i teraz. Jeżeli jednak nie otworzymy naszego serca, ich efekt może być przerażający. I niestety my sami możemy stać się ofiarami własnego zaniedbania.

Owa mama pomimo złego doświadczenia z niereagowaniem lub wręcz podsycaniem zamiłowania do obklejania ciała u swoich starszych dzieci, które przerodziło się w fascynację tatuażami, nie potrafiła dostrzec zagrożenia tym samym mechanizmem między zabawą nieskromną lalką, a przyszłym życiem najmłodszej córki. Czy my chcemy go dostrzec? Odpowiedzmy sobie na to jakże ważne pytanie przed kontynuowaniem czytania...





OK. Co jest więc nie tak w lalkach typu Barbie i dlaczego dzieci, w szczególności dziewczynki nie powinny takowych w ogóle mieć w swoich domach?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że wszystko czym bawią się dzieci w jakiś sposób oddziałuje na nie. A lalki mają to do siebie, że stają się szczególnymi przyjaciółkami dziewczynek. Niemalże powierniczkami ich sekretów. To przy nich dziewczynki często uczą się mówić, rozmawiając z nimi o wszystkich swoich sprawach. Najpierw w tylko sobie znanym języku, potem coraz piękniej i wyraźniej. Stąd tak ważne jest aby owe lalki były odpowiednie. Kiedyś lalkami były małe dzieci i niemowlęta. Ponadto nasze rodziny były wielodzietne. To pozwalało dziewczynkom naśladować mamę, którą często widziały z dzieciątkiem przy piersi. Od najmłodszych lat kształtowały w sobie postawę matki i opiekunki. Tę postawę, którą widzimy u Maryi wobec Jezusa i wobec nas. Naturalnym było, aby i one zajmowały się jakimś maluchem, chcąc naśladować tę, którą kochają najbardziej na świecie - mamę. Niestety ta postawa uległa zniekształceniu. Rodziny przestały być wielodzietne. Wzór mamy-mamy gdzieś uległ deformacji w ciągłym zagonieniu pracą, w jak najszybszym powrocie do pracy po stanie błogosławionym, w szybkim odstawianiu dzieci od piersi, w wysyłaniu dzieci do żłobka, do przedszkola... Tam i owszem, kładzie się nacisk na edukację, natomiast prawie w ogóle nie ma wzoru kobiety jako matki-rodzicielki, matki-piastunki. Lecz pomimo deformacji owego wzoru, naturalna, dana od Boga potrzeba kształtowania opiekuńczości u dziewczynek, cały czas jest obecna. Niestety równocześnie z przewartościowywaniem roli matki, pojawiły się lalki typu Barbie. Są zamiennikiem dawnych lalek. Są jednak o wiele atrakcyjniejsze, kolorowe, krzykliwe, tryskające niemalże wszystkim co dzisiejszy świat oferuje. Tylko czego uczą się dziewczynki przy tego typu lalkach? Czym nasiąkają bawiąc się tego typu lalkami? Co w sobie kształtują, a co deformują?

Nawiążę do głównego postu:  Prezenty do kosza i skupię się na dwóch przedstawionych tam punktach - A oraz D.

A)
Lalki typu Barbie zniekształcają/wygładzają/przewartościowują grzechy PYCHY, ZAZDROŚCI, LENISTWA a przede wszystkim NIECZYSTOŚCI. Sprawiają, że zaczynamy widzieć te przywary w neutralnym a nawet dobrym świetle. Zaczynamy po prostu "przymykać oko" na ich istnienie.

Akcesoria z którymi można kupić owe lalki najczęściej dotyczą upiększania się: malowania twarzy, malowania paznokci, czesania się... oraz ozdób i strojów, które w swoim przepychu i różnorodności wręcz napawają niesmakiem. Powolutku sączy to w głowy małych dzieci postawę próżności.

Gadżety które te lalki posiadają nie należą do standardowych. Są to dobra luksusowe, którymi raczej człowiek chwali się przed innymi, niż używa ze zwykłej potrzeby chwili. Kolejne zestawy do kupienia, kolejne samochody, motorówki, domy, apartamenty, miejsca, sytuacje sprawiają, że dziewczynki zaczynają chwalić się lalkami jedna przed drugą, a to wywołuje zazdrość. Pycha z zazdrością często razem chodzą i nawzajem się wymieniają. Raz zazdroszczę, ponieważ nie posiadam. Raz się przechwalam, ponieważ posiadam. Na dalszy plan schodzi wtedy nawet sens zabawy z taką lalką. Na pierwszy wchodzi konsumpcjonizm, czyli muszę to mieć, bo tak. Nie dziwmy się, że z czasem wymagania będą rosły.

Kolejną sprawą jest lenistwo. Te lalki nie są przedstawiane podczas pracy, stąd nie uczą, że aby otrzymać jakąś rzecz, należy uprzednio na nią zapracować, należy włożyć w to określony wysiłek. Lalki po prostu korzystają z efektów pracy. Ale niby skąd pieniądze na to wszystko? Tego nie wiadomo. Młoda dziewczynka uczy się więc postawy roszczeniowej. Uczy się, że życie po prostu daje za nic taki stan posiadania, takie wakacje, takie luksusy... Z lenistwa.

Na koniec najważniejsze - nieczystość. Wszystkie tego typu lalki są po prostu nieskromne. I nie chodzi wcale, że można sukienkę zdjąć i będzie lalka goła. Chodzi o to, że lalki są ubrane w bardzo kuse spódniczki i/lub bluzeczki. Często w strojach a'la kąpielowych, w ciuchach, które jeszcze kilkanaście lat temu były zarezerwowane jedynie dla prostytutek. To oswaja małe dziewczynki z nagością już od dzieciństwa. Skoro moja najlepsza przyjaciółka lalka tak wygląda, to ja też chcę tak wyglądać. Internet aż roi się od tego typu zdjęć malutkich dziewczynek wyglądających łudząco podobnie do swoich lalek. Zresztą reklamy tych lalek same to propagują. Często kupując lalki z akcesoriami, te same akcesoria dostajemy w rozmiarze dla dzieci.

Dodatkowo nogi lalek często przekręcane są przy biodrach w taki sposób, że aby je posadzić trzeba wręcz je rozkraczyć. Podświadomie burzy się w dziecku zapora ochronna przed tego typu pozami. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić figurkę Maryi, którą można w ten sposób ustawić? Nie mówiąc już, aby prawdziwa Maryja z krwi i kości przyjmowała takie wyzywające pozy?

D)
Lalki typu Barbie w nieuzasadniony/bezprzyczynowy sposób mogą wywołać w dziecku DEPRESJĘ.

Wspomniałem o tym już trochę wcześniej. Lalki te pomimo uwydatnionych kobiecych kształtów (piersi, biodra) są niewiarygodnie szczupłe (szczególnie w talii), z nadnaturalnie długimi kończynami (szczególnie nogami). Dziewczynka otrzymując taką lalkę od osoby, którą kocha, a potem słysząc zachętę do zabawy z nią, choćby w postaci jakichś pytań odnośnie lalki, otrzymuje podprogowy przekaz, że owa lalka to jest dla niej wzór. Skoro ukochana osoba mi ją podarowała, skoro nią się interesuje, skoro zachęca mnie do zabawy z nią, to musi mieć w sobie to coś. Tylko co ona ma, co ja mogłabym skopiować? Nie mówi, nie śmieje się, nie chodzi, nie skacze, nie przytula się... no w ogóle mało co robi. No to co ma w sobie? Makijaż, ciuchy i figurę. Makijaż można zrobić, w ciuchy można się ubrać, ale figura... Kształty nader kobiece, kończyny nader długie a chudość osoby chorej. Sylwetka nieosiągalna! I potem są problemy z depresjami. Są problemy z anoreksjami, z bulimiami. I wiadomo łańcuch przyczynowo-skutkowy jest znacznie, znacznie dłuższy i bardziej skomplikowany, ale trzeba mieć świadomość, że posiadanie tego typu zabawek i rozbudzanie w dziecku postaw do obcowania z nimi jest na pewno jednym z jego ogniw. Być może bez tego ogniwa łańcuch prowadzący do depresji by się rozpadł? Być może by nie zaistniał?

Tu pozwolę sobie zakończyć. Wyszło niemało, ale temat rzeka, a i tak starałem się skupić jedynie na najważniejszych kwestiach.

Zakończę cytatem z Księgi Mądrości, który przeczytałem dziś rano, po otwarciu Pisma Świętego na losowej stronie:
"Bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł." Mdr (4, 12)

No comments:

Post a Comment