Tematów w głowie jest wiele, natomiast na dziś wybrałem kwestię "siętatuowania". Kilka elementów wpłynęło na to, co pozwala mi wierzyć, że ten wybór jest po myśli Ducha Świętego.
1. Codziennie czytam fragment Pisma Świętego. Aktualnie jestem na Księdze Kapłańskiej i kilka dni temu przeczytałem ten wers (z fragmentu pod tytułem: "Różne zakazy") przekazany Mojżeszowi przez Boga:
"Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan!" Kpł(19,28)
Zaraz to też sobie podkreśliłem.
2. Tak się jakoś złożyło, że parę dni później dyskutowaliśmy z żoną właśnie o tatuowaniu się. Mogłem przytoczyć powyższy cytat.
3. Parę dni temu mój znajomy Grzesiek, przypomniał na Facebook'u artykuł z "Miłujcie się" z 2013 roku autorstwa Mirka Ruckiego na temat tatuowania się.*
No to do dzieła...
Kwestię tatuowania chciałbym trochę poszerzyć, aby wpasowała się w temat przewodni bloga, czyli wychowanie do świętości. Najpierw pozwolę sobie krótko wypunktować dlaczego tatuaże nie są mile widziane przez Boga:
I jeszcze takie porównanie właśnie mi się nasunęło...
Wyobraźmy sobie, że stworzyliśmy coś niesamowitego. Coś co nas kosztowało wiele wysiłku. Gdzie widać nasz kunszt, talent, zdolności... Może to być coś z kulinariów - jakaś ekstra potrawa/tort/ciastka/.., a może coś z domeny majsterkowania - szafa/stół/meblościanka/..., a może własnej konstrukcji model samolotu/auta/dron/..., a może coś z informatyki - program/prezentacja/strona internetowa/... Ok. ok... Myślę, że wystarczy - wiemy o co chodzi. ;-) No i teraz wyobraźmy sobie, że przychodzi pseudoznawca, który ZUPEŁNIE nie zna się na rzeczy, aby poprawiać nasze kompletne, perfekcyjne arcydzieło. (I nie mam na myśli kogoś, kto ma doświadczenie większe od nas i mógłby nam coś konstruktywnego doradzić.). I owy delikwent stwierdza na przykład, że należy dorobić piątą nogę do naszego stołu. Jak się zachowamy? Przyklaśniemy temu pomysłowi? Może dla tej osoby będzie to i jakoś się komponować, ale nasza praca stanie się w naszych oczach już jakaś... wybrakowana. I tak wydaje mi się patrzy na nasze tatuaże Pan Bóg. To tak jakbyśmy go zaczęli pouczać: "Panie Boże, ale wiesz, zapomniałeś mi tego pajączka na ramieniu stworzyć. Sam przyznaj, że teraz stałem się bardziej wartościową osobą, że teraz bardziej Ci się podobam." Otóż nie!
Zresztą, obiektywnie patrząc, czy wartość kogokolwiek wzrasta po wykonaniu sobie tatuażu? To jakaś kolejna szatańska sztuczka. Aczkolwiek to by tłumaczyło, dlaczego tak mało jest ludzi z jednym tatuażem. Z każdym szukaniem szczęścia tam, gdzie go nie ma jest podobnie. Zatracamy się w złudzeniach podążamy za nimi coraz bardziej, dalej, głębiej, ... Stąd słusznie święty Augustyn napisał: "Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu". Szukamy, szukamy, szukamy, ale nie odnajdujemy, bo szukamy nie tam, gdzie trzeba.
Nie łudźmy się więc, że Bogu podobają się nasze tatuaże. Nie, nie podobają się. Nawet te najpiękniejsze. Nawet te z wizerunkiem samego Jezusa. Czy bowiem gdybym na stworzonym przez siebie torcie chciał umieścić własne zdjęcie, to czy bym tego sam nie uczynił?
No ale ktoś mógłby teraz powiedzieć - "No, OK. Ale ja nie znam nikogo, kto by tatuował swoje dziecko. Co ma więc piernik do wiatraka?". Ano pozornie nic. Pozornie... Zadajmy sobie pytanie - jak zachowalibyśmy się chcąc skłonić kogoś do jakiegoś działania, które wiedzielibyśmy, że dana osoba nie zrobi? Myślę, że gdyby nam bardzo zależało, to byśmy taktyką salami odpowiednio ją podprowadzili. W jaki więc sposób można podprowadzić dzieci i ich rodziców do powiedzenia TAK dla tatuażu? Myślę, że znamy kilka niby niewinnych forteli, choć może nie zdajemy sobie z nich sprawy. (Cóż, taktyka salami jest cały czas bardzo skuteczna.) Coś co pozornie w sobie nie niesie nic złego, ale perfidnie znieczula nasze sumienie w tym temacie. To niektóre z nich:
- Oglądanie bajek/filmów/seriali z wytatuowanymi/wymalowanymi bohaterami/idolami
- Robienie dzieciom pieczątek na rękach jako nagrody za dobrze wykonanie zadania
- Malowanie twarzy (jakże popularna dziecięca atrakcja w dzisiejszych czasach)
- Tatuaże zmywalne, np. z gum do żucia
- Tatuaże nietrwałe, np. z henny
Każda z powyższych form sprawia, że nasza naturalna obrona wobec ingerencji w naszą skórę staje się coraz bardziej zagłuszana. Aż dochodzimy do momentu, że z naszego ciała robimy niemalże płótno malarskie. Aż dochodzimy do sytuacji, że zostajemy postawieni przed faktem dokonanym, iż ktoś takie płótno zrobił z ciał naszych dzieci. Tylko wtedy będzie trzeba mocno uderzyć się w pierś i przypomnieć sobie wszystkie przedszkolne/szkolne przyjęcia imieninowe, czy inne imprezy, gdy z radością patrzyliśmy jak na twarzy dziecka pojawia się motylek, spiderman, hello kitty, czy inne "słodkie" obrazki...
I ostatnim, bardzo ważnym powodem, przez który tatuaże wyrastają jak grzyby po deszczu na ciałach młodych ludzi, jest fakt, że ich rodzice sami je posiadali. Bo jak tu powiedzieć dziecku, że coś jest złego w czymś, co sami nosimy? To jak z tej sytuacji:
Pijący piwko tata mówi do syna - "Chłopcze, alkohol jest niedobry. Nie pij."
Tak... Co syn wtedy myśli? - "Albo tata jest niemądry nie idąc za własnymi radami, albo po prostu kłamie.". Nikt nie chce mieć niemądrych rodziców, stąd żadne dziecko nie uwierzy w taką przestrogę.
Coż można więc zrobić? Wydaje mi się, że należałoby po prostu usunąć te tatuaże, a jak się nie da, to przeprowadzić szczerą rozmowę z dziećmi i wytłumaczyć dlaczego tak się stało jak się stało. Bez tego obawiam się, że nasze dziecko któregoś dnia może wrócić do domu z taką "dziarą", albo w takim miejscu, że kolana nam się ugną...
I na zakończenie zaproponuję wykonanie pewnej czynności. Proszę sobie otworzyć ulubioną wyszukiwarkę i po wpisaniu słowa "tatuaż" lub "tattoo" przejrzeć obrazy, które zostaną znalezione. Jeżeli komuś jeszcze tatuaż kojarzy się z kotwicą na ramieniu, to... ;-)
* „Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan!” (Kpł 19,28)
http://www.milujciesie.org.pl/nr/zagrozenia_duchowe/nie_bedziecie_sie_tatuowac.html
1. Codziennie czytam fragment Pisma Świętego. Aktualnie jestem na Księdze Kapłańskiej i kilka dni temu przeczytałem ten wers (z fragmentu pod tytułem: "Różne zakazy") przekazany Mojżeszowi przez Boga:
"Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan!" Kpł(19,28)
Zaraz to też sobie podkreśliłem.
2. Tak się jakoś złożyło, że parę dni później dyskutowaliśmy z żoną właśnie o tatuowaniu się. Mogłem przytoczyć powyższy cytat.
3. Parę dni temu mój znajomy Grzesiek, przypomniał na Facebook'u artykuł z "Miłujcie się" z 2013 roku autorstwa Mirka Ruckiego na temat tatuowania się.*
No to do dzieła...
Kwestię tatuowania chciałbym trochę poszerzyć, aby wpasowała się w temat przewodni bloga, czyli wychowanie do świętości. Najpierw pozwolę sobie krótko wypunktować dlaczego tatuaże nie są mile widziane przez Boga:
- - Wspomniany już fragment z Księgi Kapłańskiej, który jest tak dosadny, a zarazem prosty w przekazie, że nie kojarzę, aby gdziekolwiek indziej była o tym jeszcze mowa
- - Święty Paweł w swoim pierwszym liście do Koryntian pisze: "Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście." 1 Kor (3,16-17). Nie ma tu wprawdzie mowy o tatuowaniu, ale jest wyraźnie napisane, że dla Boga nasze ciało ma duże znaczenie. Stąd każda forma ingerencji w nie, na pewno nie pozostaje bez znaczenia.
- - Bóg na kartach Biblii w kontekście upiększania siebie, albo narodu wybranego, albo człowieka jako Jego obrazu, albo innego upiększania, mówi o ozdobach, nigdy o malowaniu ciała. Tu przykładów jest dużo, pozwolę więc sobie wybrać jedynie kilka.
- "Zbliżyłem moją sprawiedliwość: już jest niedaleko, nie opóźni się moje zbawienie. Złożę w Syjonie zbawienie dla Izraela, mojej ozdoby." Iz (46, 13)
- "Rozeszła się twoja sława między narodami dzięki twojej piękności, bo była ona doskonała z powodu ozdób, którymi cię wyposażyłem - wyrocznia Pana Boga." Ez (16, 14)
- "Także królowa Estera zwróciła się do Pana, przejęta niebezpieczeństwem śmierci. Zdjęła swe szaty okazałe, przywdziała suknie smutku i żałoby i w miejsce wonnego pachnidła pokryła głowę swą popiołem i śmieciami, i ciało swoje poniżyła bardzo, a radosne ozdoby zastąpiła rozpuszczonymi włosami." Est (4,17)
- "Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. " Mt (12, 44)
- Nie ma nigdzie pochwały tatuowania ciała. A skoro nie ma takiej pochwały, to znaczy, że po prostu nie miało jej być.
I jeszcze takie porównanie właśnie mi się nasunęło...
Wyobraźmy sobie, że stworzyliśmy coś niesamowitego. Coś co nas kosztowało wiele wysiłku. Gdzie widać nasz kunszt, talent, zdolności... Może to być coś z kulinariów - jakaś ekstra potrawa/tort/ciastka/.., a może coś z domeny majsterkowania - szafa/stół/meblościanka/..., a może własnej konstrukcji model samolotu/auta/dron/..., a może coś z informatyki - program/prezentacja/strona internetowa/... Ok. ok... Myślę, że wystarczy - wiemy o co chodzi. ;-) No i teraz wyobraźmy sobie, że przychodzi pseudoznawca, który ZUPEŁNIE nie zna się na rzeczy, aby poprawiać nasze kompletne, perfekcyjne arcydzieło. (I nie mam na myśli kogoś, kto ma doświadczenie większe od nas i mógłby nam coś konstruktywnego doradzić.). I owy delikwent stwierdza na przykład, że należy dorobić piątą nogę do naszego stołu. Jak się zachowamy? Przyklaśniemy temu pomysłowi? Może dla tej osoby będzie to i jakoś się komponować, ale nasza praca stanie się w naszych oczach już jakaś... wybrakowana. I tak wydaje mi się patrzy na nasze tatuaże Pan Bóg. To tak jakbyśmy go zaczęli pouczać: "Panie Boże, ale wiesz, zapomniałeś mi tego pajączka na ramieniu stworzyć. Sam przyznaj, że teraz stałem się bardziej wartościową osobą, że teraz bardziej Ci się podobam." Otóż nie!
Zresztą, obiektywnie patrząc, czy wartość kogokolwiek wzrasta po wykonaniu sobie tatuażu? To jakaś kolejna szatańska sztuczka. Aczkolwiek to by tłumaczyło, dlaczego tak mało jest ludzi z jednym tatuażem. Z każdym szukaniem szczęścia tam, gdzie go nie ma jest podobnie. Zatracamy się w złudzeniach podążamy za nimi coraz bardziej, dalej, głębiej, ... Stąd słusznie święty Augustyn napisał: "Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu". Szukamy, szukamy, szukamy, ale nie odnajdujemy, bo szukamy nie tam, gdzie trzeba.
Nie łudźmy się więc, że Bogu podobają się nasze tatuaże. Nie, nie podobają się. Nawet te najpiękniejsze. Nawet te z wizerunkiem samego Jezusa. Czy bowiem gdybym na stworzonym przez siebie torcie chciał umieścić własne zdjęcie, to czy bym tego sam nie uczynił?
No ale ktoś mógłby teraz powiedzieć - "No, OK. Ale ja nie znam nikogo, kto by tatuował swoje dziecko. Co ma więc piernik do wiatraka?". Ano pozornie nic. Pozornie... Zadajmy sobie pytanie - jak zachowalibyśmy się chcąc skłonić kogoś do jakiegoś działania, które wiedzielibyśmy, że dana osoba nie zrobi? Myślę, że gdyby nam bardzo zależało, to byśmy taktyką salami odpowiednio ją podprowadzili. W jaki więc sposób można podprowadzić dzieci i ich rodziców do powiedzenia TAK dla tatuażu? Myślę, że znamy kilka niby niewinnych forteli, choć może nie zdajemy sobie z nich sprawy. (Cóż, taktyka salami jest cały czas bardzo skuteczna.) Coś co pozornie w sobie nie niesie nic złego, ale perfidnie znieczula nasze sumienie w tym temacie. To niektóre z nich:
- Oglądanie bajek/filmów/seriali z wytatuowanymi/wymalowanymi bohaterami/idolami
- Robienie dzieciom pieczątek na rękach jako nagrody za dobrze wykonanie zadania
- Malowanie twarzy (jakże popularna dziecięca atrakcja w dzisiejszych czasach)
- Tatuaże zmywalne, np. z gum do żucia
- Tatuaże nietrwałe, np. z henny
Każda z powyższych form sprawia, że nasza naturalna obrona wobec ingerencji w naszą skórę staje się coraz bardziej zagłuszana. Aż dochodzimy do momentu, że z naszego ciała robimy niemalże płótno malarskie. Aż dochodzimy do sytuacji, że zostajemy postawieni przed faktem dokonanym, iż ktoś takie płótno zrobił z ciał naszych dzieci. Tylko wtedy będzie trzeba mocno uderzyć się w pierś i przypomnieć sobie wszystkie przedszkolne/szkolne przyjęcia imieninowe, czy inne imprezy, gdy z radością patrzyliśmy jak na twarzy dziecka pojawia się motylek, spiderman, hello kitty, czy inne "słodkie" obrazki...
I ostatnim, bardzo ważnym powodem, przez który tatuaże wyrastają jak grzyby po deszczu na ciałach młodych ludzi, jest fakt, że ich rodzice sami je posiadali. Bo jak tu powiedzieć dziecku, że coś jest złego w czymś, co sami nosimy? To jak z tej sytuacji:
Pijący piwko tata mówi do syna - "Chłopcze, alkohol jest niedobry. Nie pij."
Tak... Co syn wtedy myśli? - "Albo tata jest niemądry nie idąc za własnymi radami, albo po prostu kłamie.". Nikt nie chce mieć niemądrych rodziców, stąd żadne dziecko nie uwierzy w taką przestrogę.
Coż można więc zrobić? Wydaje mi się, że należałoby po prostu usunąć te tatuaże, a jak się nie da, to przeprowadzić szczerą rozmowę z dziećmi i wytłumaczyć dlaczego tak się stało jak się stało. Bez tego obawiam się, że nasze dziecko któregoś dnia może wrócić do domu z taką "dziarą", albo w takim miejscu, że kolana nam się ugną...
I na zakończenie zaproponuję wykonanie pewnej czynności. Proszę sobie otworzyć ulubioną wyszukiwarkę i po wpisaniu słowa "tatuaż" lub "tattoo" przejrzeć obrazy, które zostaną znalezione. Jeżeli komuś jeszcze tatuaż kojarzy się z kotwicą na ramieniu, to... ;-)
* „Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan!” (Kpł 19,28)
http://www.milujciesie.org.pl/nr/zagrozenia_duchowe/nie_bedziecie_sie_tatuowac.html
No comments:
Post a Comment