Jest coś niezwykłego w okresie adwentu. Jeżeli ten czas oczekiwania na Boże Narodzenia jest dobrze przeżyty, powinien wydać dorodne owoce. A w przygotowaniu z pomocą przychodzą roraty - Msze święte ku czci Matki Bożej. I dziś chciałbym napisać kilka słów właśnie na ich temat w kontekście wychowywania naszych dzieci do świętości.
Bo tak naprawdę niesamowite jest to, w jaki sposób co roku kolejne nasze dzieci wciągają się w roraty. Choć to chyba nie najszczęśliwsze określenie. Raczej powinienem napisać, że niesamowite jest działanie Maryi, która co roku kolejne nasze dzieci, w sobie tylko znany sposób, zachęca do uczestnictwa w tych Mszach świętych.
Trzy lata temu najstarszy syn był na paru takich porannych Eucharystiach. Rok później na drzwiach przy naszym salonie po raz pierwszy zawisła plansza roratnia, gdzie były naklejane obrazki zaświadczające o uczestnictwie syna na kolejnych roratach. Była prawie pełna. I pamiętam, że najstarsza córka też sporadycznie do nas dołączała. W zeszłym roku zawisły już dwie plansze i były skrzętnie wypełniane. Niestety jakoś w połowie adwentu przyplątała się do naszej rodziny choroba i od tego czasu plansze pozostały już puste. Najmłodsza córka natomiast, pomimo że nie miała swojej planszy, mogła pochwalić się uczestnictwem w kilku roratach. W tym roku na drzwiach wiszą już trzy plansze. Jak na razie cała najstarsza trójka dzielnie rano wstaje. Gdy podchodzę do łóżka każdego z nich, delikatnie budzę i pytam:
- Idziesz dziś do Pana Jezusa na roraty?
to pomimo rozespania słyszę niezmiennie:
- Tak, idę.
Następuje proces ubierania się (tu ciągle potrzebna jest nasza pomoc) i wkrótce z lampionami w dłoni jedziemy do kościoła. Jeszcze kwestia punktualności jest na pewno do poprawienia, bo ciągle to trwa troszkę zbyt długo, ale i tak jestem pod wielkim wrażeniem naszych dzieci, a przede wszystkim ich chęci.
Na pewno ma znaczenie to, że jedno z rodzeństwa mobilizuje drugie. Na pewno istotnym elementem są lampiony, które mogą zabrać ze sobą i zapalić w kościele. Na pewno kluczowe jest to, że co roraty otrzymują obrazek, który sami naklejają na swoje roratnie plansze. Na pewno ma wpływ fakt, że na te poranne Msze święte przychodzą inne dzieci. Z pewnością ważne jest także to, że te spotkania z Bogiem opatrzone są pięknym śpiewem oraz ciekawym roratnim kazaniem dla dzieci. Ale to wszystko ciągle wydaje się za mało, aby wytłumaczyć tę chęć porannego wstawania i przychodzenia do Jezusa i Maryi. Gdyby bowiem to było takie proste, to by kościoły w całej Polsce pękały w szwach. A tak niestety nie jest. Dlatego właśnie wierzę mocno, że za tym wszystkim stoi Maryja. Nasza ukochana niebieska mamusia, która co rano wysyła swoich posłańców - aniołów, aby odganiały od naszych dzieci demona lenistwa - fizycznej ociężałości i duchowego zniechęcenia. Dopiero dzięki takiej łasce, dzięki takiemu wsparciu są w stanie przemóc zaspanie, wstać i wybrać się do domu Bożego. A ich uczestnictwo, nawet jak okraszone jest ziewnięciem tu i ówdzie, chyba można porównać do ofiarowywania Maryi kwiatów. Kwiatów, którymi z radością może w naszym imieniu przyozdobić ołtarz Boga w niebie. :-D
Dziękujemy Ci Maryjo!
Bo tak naprawdę niesamowite jest to, w jaki sposób co roku kolejne nasze dzieci wciągają się w roraty. Choć to chyba nie najszczęśliwsze określenie. Raczej powinienem napisać, że niesamowite jest działanie Maryi, która co roku kolejne nasze dzieci, w sobie tylko znany sposób, zachęca do uczestnictwa w tych Mszach świętych.
Trzy lata temu najstarszy syn był na paru takich porannych Eucharystiach. Rok później na drzwiach przy naszym salonie po raz pierwszy zawisła plansza roratnia, gdzie były naklejane obrazki zaświadczające o uczestnictwie syna na kolejnych roratach. Była prawie pełna. I pamiętam, że najstarsza córka też sporadycznie do nas dołączała. W zeszłym roku zawisły już dwie plansze i były skrzętnie wypełniane. Niestety jakoś w połowie adwentu przyplątała się do naszej rodziny choroba i od tego czasu plansze pozostały już puste. Najmłodsza córka natomiast, pomimo że nie miała swojej planszy, mogła pochwalić się uczestnictwem w kilku roratach. W tym roku na drzwiach wiszą już trzy plansze. Jak na razie cała najstarsza trójka dzielnie rano wstaje. Gdy podchodzę do łóżka każdego z nich, delikatnie budzę i pytam:
- Idziesz dziś do Pana Jezusa na roraty?
to pomimo rozespania słyszę niezmiennie:
- Tak, idę.
Następuje proces ubierania się (tu ciągle potrzebna jest nasza pomoc) i wkrótce z lampionami w dłoni jedziemy do kościoła. Jeszcze kwestia punktualności jest na pewno do poprawienia, bo ciągle to trwa troszkę zbyt długo, ale i tak jestem pod wielkim wrażeniem naszych dzieci, a przede wszystkim ich chęci.
Na pewno ma znaczenie to, że jedno z rodzeństwa mobilizuje drugie. Na pewno istotnym elementem są lampiony, które mogą zabrać ze sobą i zapalić w kościele. Na pewno kluczowe jest to, że co roraty otrzymują obrazek, który sami naklejają na swoje roratnie plansze. Na pewno ma wpływ fakt, że na te poranne Msze święte przychodzą inne dzieci. Z pewnością ważne jest także to, że te spotkania z Bogiem opatrzone są pięknym śpiewem oraz ciekawym roratnim kazaniem dla dzieci. Ale to wszystko ciągle wydaje się za mało, aby wytłumaczyć tę chęć porannego wstawania i przychodzenia do Jezusa i Maryi. Gdyby bowiem to było takie proste, to by kościoły w całej Polsce pękały w szwach. A tak niestety nie jest. Dlatego właśnie wierzę mocno, że za tym wszystkim stoi Maryja. Nasza ukochana niebieska mamusia, która co rano wysyła swoich posłańców - aniołów, aby odganiały od naszych dzieci demona lenistwa - fizycznej ociężałości i duchowego zniechęcenia. Dopiero dzięki takiej łasce, dzięki takiemu wsparciu są w stanie przemóc zaspanie, wstać i wybrać się do domu Bożego. A ich uczestnictwo, nawet jak okraszone jest ziewnięciem tu i ówdzie, chyba można porównać do ofiarowywania Maryi kwiatów. Kwiatów, którymi z radością może w naszym imieniu przyozdobić ołtarz Boga w niebie. :-D
Dziękujemy Ci Maryjo!
No comments:
Post a Comment