Thursday, November 30, 2017

Andrzejkom dziękujemy, czyli NIE dla wróżb

Jednym z plusów uczenia dzieci w domu jest to, że można je w naturalny sposób ochronić przed wszelkiego rodzaju antykatolickimi imprezami panoszącymi się masowo w laickich instytucjach edukacyjnych, choć zdarza się coraz częściej, że w tych katolickich również. Jedną z takich imprez są "andrzejki". Pewnie święty Andrzej apostoł za każdym razem zgrzyta w niebie zębami, jak z jego imieniem łączy się proceder wróżbiarstwa, godzący wprost w pierwsze przykazanie Boże:
"Jam jest Pan, Bóg twój! Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną."

I zanim napiszę coś więcej zadam sobie kilka pytań, jakie cisną się na usta:
- A ty, czy jako dziecko nie brałeś udział w takich zabawach?
- Brałem. Zresztą nie tylko jako dziecko.
- I lałeś wosk?
- Lałem.
- I w innych wróżbach uczestniczyłeś?
- Tak.
- I co? Jakoś żaden demon cię nie opętał?
- Nie, chyba nie.
- To dlaczego dzieciom zabraniasz tego typu frajdy?

No właśnie... Zanim jednak odpowiem na to pytanie przeprowadzę z sobą jeszcze jeden wywiad: :-)
- Ile razy w ciągu swojego dziecięcego, a potem młodzieńczego życia miałeś potrzebę serca i chwyciłeś za Pismo Święte, aby sobie je poczytać i dowiedzieć się cokolwiek o twoim Bogu?
- Nie kojarzę.
- Ile razy rozmawiałeś z Maryją albo z Jezusem jak z przyjaciółmi, zwierzając im się ze swoich problemów, pytając o radę, prosząc o kierownictwo?
- Nie pamiętam.
- Czy kiedykolwiek zależało ci na prawdziwej relacji z nimi wychodzącej poza odprawianie praktyk religijnych (chodzeniu do kościoła, w miarę codziennym odmawianiu pacierza, odmawianiu modlitw z książeczki np. różańca, okazjonalnym przyjmowaniu sakramentów itp.)?
- Chyba nigdy...

I tu jest niestety problem. Jak popatrzę wstecz, to przecież jako dziecko wcale nie byłem obojętny na Boga. Wielu uważało mnie nawet za pobożnego, bo w porównaniu z otoczeniem tak to właśnie wyglądało. Co więcej w moim sercu odkąd pamiętam był kult dla Maryi, ale... ale tak naprawdę nigdy nie wszedłem wgłąb. A pytanie, które należało sobie zadać było, jest i będzie następujące:
Kim dla mnie jest Bóg?
Szczera odpowiedź na to pytanie jest bowiem papierkiem lakmusowym tego, czy w moim życiu Boga traktuję na serio, czy nie. Czy go kocham, wierzę w Jego słowa, staram się Go naśladować, szukam Jego woli, czy jako tzw. letni katolik ślizgam się po powierzchni religijności (wspomniane już praktyki). Bo jak przyjmuję tę drugą postawę, to będę wyciągał z tego co On daje jedynie to, co mi na dany moment pasuje. I wtedy mamy tyle wersji Jezusów Chrystusów, tyle wersji "boga", ile jest wyletnionych katolików. Wtedy traktujemy Trójjedynego Boga i Jego słowa (Biblię) jedynie jako bulion, do którego dopiero wrzucamy to, co sami uznamy za stosowne:

  • Bóg przyzwalający na aborcję. 
  • Bóg pozwalający na współżycie przed ślubem. 
  • Bóg odrzucający sakrament pokuty i pojednania. 
  • ...
I tak stworzoną zupę serwujemy sobie i innym jako "uniwersalny" katolicyzm lub jeszcze ogólniej - uniwersalne chrześcijaństwo. Co więcej jesteśmy w stanie do upadłego dyskutować nad prawdziwością i trafnością wyboru dołożonych składników, nie mając pojęcia lub nie chcąc przyjąć do wiadomości, że dany składnik, choć często w zupełnie innej formie, był już w garnku. Nawet nie zadajemy sobie trudu, aby zanim zaczniemy "poprawiać", przemieszać zawartość garnka, powąchać, skosztować, zobaczyć, że jest tam już kompletna potrawa, z której ujęcie czegokolwiek, albo dołożenie jedynie popsuje smak.

Z perspektywy czasu widzę, że ja do mojego garnka wrzuciłem taki składnik:

  • Bóg odzierający się z chwały bycia jedynym wszechmogącym Bogiem, Panem czasu, Stwórcą całego wszechświata - od pojedynczego atomu, do największej galaktyki, od małej bakterii, do człowieka.

I taki zdeformowany obraz Boga miałem w sercu przez wiele lat. A przecież te słowa Starego Testamentu nigdy nie straciły nic ze swojej aktualności:
"Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań."
Tylko, że wtedy nie bardzo wierzyłem w nie... Uważałem, że Bóg nie przejmuje się wcale patrząc, jak jego dzieci zamiast przychodzić do Niego z wszelkimi problemami, zaczynają patrzyć w przyszłość poprzez wróżby. Zarówno te na poważnie, jak i te "dla zabawy". Jednak któregoś dnia Duch Święty zesłał mi łaskę "otrzeźwienia". I teraz widzę wyraźnie, że co dla nas jest zabawą, Boga może po prostu obrażać. A będąc rodzicem, nie tylko widzę, ale też w łatwy sposób potrafię sobie wyobrazić. Szybki test. Zróbmy dwa kroki do tyłu:

Niech wystąpi rodzic, którego uraduje, kiedy jego dziecko przyjdzie do niego i powie:
- Tatusiu, ale jesteś niedorajdą.
- Mamusiu, ale jesteś brzydka.
Po czym po chwili doda uśmiechając się:
- To był tylko żarcik.
Nie widzę rąk w górze...

Chcąc więc służyć Bogu, a nie Go obrażać, w naszym domu nie ma miejsca na wróżby. Nawet jak świat lansuje je w pięknym opakowaniu zabawy pełnej frajdy. Potrafię wywołać radość u naszych dzieci na tyle różnych sposobów, że nie muszę uciekać się do tych, które brudzą ich dusze. A na swoich błędach należy się raczej uczyć, a nie je wybielać i powielać . ;-)



I na koniec, dla lepszego zobrazowania jak radykalnie Pismo Święte podchodzi do kwestii wróżbiarstwa, pozwolę sobie wstawić listę cytatów, które go dotyczą:

Nie będziecie jedli niczego z krwią; nie będziecie wróżyć ani czarować. (Kpł 19, 26)

Nie będziecie się zwracać do wywoływaczy duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo staniecie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.
(Kpł 19, 31)

Kto zaś zwróci się do wywoływaczy duchów i do wróżbitów, by naśladować ich w cudzołóstwie, to zwrócę swoje oblicze przeciwko takiemu i wytracę go spośród jego ludu.
(Kpł 20, 6)

A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć. Ukamienują ich, krew ich spadnie na nich.
(Kpł 20, 27)

Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych. Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą.
(Pwt 18, 10-12)

Samuel już umarł i cały lud izraelski odbył po nim żałobę, i pochowali go w Ramie, rodzinnym jego mieście. Saul zaś usunął z kraju wywołujących duchy i wróżbitów.
(1 Sm 28, 3)

Oddawali też na spalenie swoich synów i swoje córki i uprawiali czarodziejstwo i wróżbiarstwo, i całkowicie się zaprzedali, czyniąc to, co złe w oczach Pana i pobudzając Go do gniewu
(2 Krl 17, 17)

Pochodzą one z artykułu "W świetle zbliżających się «andrzejek» – czy zły duch może oddziaływać na dziecko?", który szczerze polecam również przeczytać:
https://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2017/11/30/w-swietle-zblizajacych-sie-andrzejek-czy-zly-duch-moze-oddzialywac-na-dziecko/




No comments:

Post a Comment