Sunday, July 16, 2017

Wakacje z Bogiem

Dziś chciałbym dać świadectwo pewnej zmiany, która miała miejsce w naszej rodzinie w 2014 roku, a tym samym dodać odwagi tym, których być może Bóg również zachęca do podobnego kroku.

Co się wydarzyło w pamiętnym roku 2014? Ano w owym roku oboje z żoną otrzymaliśmy od Ducha Świętego natchnienie, aby zacząć wypoczywać wakacyjnie wraz z Nim. Ale to "z Nim", to nie w znaczeniu, żeby nie zapominać o niedzielnej Eucharystii - takie "wspólne" wypoczywanie mieliśmy przecież i wcześniej. Tym razem Duch Święty zapraszał nas, aby ten wolny czas poświęcić w sposób szczególny na budowanie relacji z Nim. Gdy podzieliliśmy się tą samą myślą ze sobą, zrozumieliśmy, że nie pochodziła ona od nas. A skoro Stwórca do czegoś zaprasza, ten, który chce jedynie dobra swoich stworzeń, to byłoby rzeczą wysoce nierozsądną, nie przyjąć takiego zaproszenia.

Rozpoczęliśmy szukanie jakichś rekolekcji. Nigdy wcześniej nie spędzaliśmy w ten sposób wolnego czasu, więc na początku trudno nam było powiedzieć Bogu "TAK", tak na 100%. Stąd nasze szukanie rozpoczęliśmy od rekolekcji gdzieś nad morzem, aby jednak tego dawnego "wypoczynku" było jak najwięcej. Niestety wszystkie terminy były albo zajęte, albo były to rekolekcje "wspólnotowe". Czyli: "Zapraszamy wszystkich, pod warunkiem, że należycie do naszej wspólnoty." Jako że wtedy nie należeliśmy jeszcze do żadnej formacji, praktycznie wszystkie nadmorskie drzwi okazały się być zamknięte. I wtedy natknęliśmy się na wspólnotę "Betlejem" z Sulęczyna i "Rekolekcje na Wyspie", które organizowali w Mauszu na Kaszubach. Tego nam było właśnie trzeba. Wprawdzie nie nad morzem (aczkolwiek niedaleko, bo ok. 100 km od plaży w Łebie), za to w malowniczym miejscu nad jeziorem Mausz. Poza tym "bez żadnych wymagań wstępnych". Dodatkowo na tydzień i niedrogo, więc jak nam się nie spodoba, to zawsze możemy podziękować i pojechać coś znaleźć nad morzem - pomyśleliśmy. Zadzwoniliśmy, zarejestrowaliśmy się, zapłaciliśmy i czekaliśmy aż przyjdzie koniec lipca i oczekiwany wyjazd.

Na tym się wcale nie skończyło. Tydzień wakacji wydawał mi się trochę krótkim okresem, a i serce było niespokojne, i podpowiadało mi, że warto czegoś jeszcze poszukać - szukałem więc dalej. I któregoś dnia, gdy znów Bóg zesłał tę myśl, siedziałem sobie w domu na materacu i wzrok mój padł na leżący obok otworzony dwumiesięcznik "Miłujcie się". I to w taki sposób, że zatrzymał się na informacji o letnich rekolekcjach Ruchu Czystych Serc i Ruchu Czystych Serc Małżeństw w Gródku nad Dunajcem. Czas idealnie korespondował z już zarezerwowanym terminem. Jedne wakacje by się kończyły i zaraz zaczynały drugie. W pracy można by było po prostu wziąć jeden dłuższy urlop. Wiedziałem, że to była, ta brakująca część wakacji. Znów telefon, rezerwacja, zapłacenie zaliczki...

I naprawdę był to okres przełomowy. Runęły i rozbiły się w pył wszelkie stereotypy, które szatan przez lata budował w naszych głowach odnośnie do tego typu imprez. Że tam nie ma co robić, że w kółko nudne modlitwy, że sami nawiedzeni ludzie, że ogólnie tak nieciekawie, że tylko uciekać zanim w ogóle się zacznie. Okazało się, że plan dnia jest bardzo rozsądnie rozłożony (i czas stricte przy Bogu i czas rekreacji fizycznej), że "czas modlitwy" jest tak naprawdę bardzo zróżnicowany (i adoracja w ciszy, i uwielbienie, i brewiarz, i msza święta, i koronka, i konferencje, i grupy dzielenia, i świadectwa, i modlitwy charyzmatyczne, ...), że wykłady są bardzo interesujące i często wyjaśniają kwestie, które były przez lata źle pojmowane (wykrzywiane przez szatana), albo stanowiły "nurtujące pytania", że ludzie są nie dość, że "normalni", to jeszcze borykają się na co dzień z podobnymi problemami jak my, że osoby konsekrowane (kapłani, zakonnicy, siostry zakonne, itp) mają do przekazania wiele naprawdę godnych uwagi rzeczy, a przede wszystkim, że kościół może być ciekawym miejscem, a Kościół przez wielkie "K" potrafi być naprawdę serdeczną, pełną radości wspólnotą.

Wróciliśmy "uskrzydleni" i z pierwszych, i z drugich rekolekcji. Mimo że były prowadzone w zgoła odmienny sposób (łącznie ze sposobem opieki nad dziećmi), obie miały wspólny mianownik - Jezus był w centrum, a drogą do niego była Maryja wraz ze świętymi i aniołami. Można by długo pisać o łaskach, które Pan nam wtedy zesłał, o przeżytych sytuacjach, o usłyszanych świadectwach, o spotkanych ludziach..., ale nie miejsce na to. Tym postem chciałem "jedynie", albo "aż" pomóc komuś przełamać lody i zupełnie niesłuszny strach przed uczynieniem pierwszego kroku w stronę spotkania Boga na wakacyjnych rekolekcjach. I mocno ufam, że niektóre z tych ziaren, właśnie padły na żyzną glebę i któregoś dnia przyniosą owoc obfity - jak właśnie zacytował dzisiejszą Ewangelię nasz najstarszy syn - "sześćdziesięciokrotny, trzydziestokrotny lub stukrotny". :-)))

PS. Od owego 2014 roku wszystkie nasze zorganizowane wczasy (łącznie z tymi, na których jesteśmy od wczoraj) spędzamy już w obecności Pana Boga. I zamiast wracać "zmęczeni wakacjami", jak to zdarzało się wcześniej, wracamy wypoczęci na ciele, na duchu i na duszy. Pełni energii, umocnieni i gotowi do dalszej drogi i walki u boku Pana.


No comments:

Post a Comment