Saturday, July 22, 2017

Ochraniać Pana Jezusa

Wczoraj był dla naszego siedmiolatka ważny dzień. Po raz pierwszy służył do mszy świętej i miał jakąś funkcję. Wcześniej, ubrany w komżę, służył parę razy do mszy świętych, które raz w miesiącu odbywały się w kaplicy przy przedszkolu. Jednak wtedy służenie nie wiązało się z żadnym dodatkowym zadaniem poza przejściem w procesji na wejście, na zejście, a pomiędzy - siedzeniem w prezbiterium. Tym razem było inaczej. Otrzymał polecenie od kleryka zajmującego się ministrantami, aby podjąć służbę pateny.

Przejęty, pytał się mnie w pokoju:
- Tatusiu, a jak się skończy, to gdzie mam odnieść patenę?
- Spokojnie, kapłan weźmie ją od ciebie.
- Aha.
- A wiesz jak trzymać patenę?
- Wiem, tak - i tu pokazał jak to się robi.
- Pięknie! A wiesz po co jest patena?
- Tak, żeby komunikant nie spadł na ziemię.
- Dokładnie, ale nie tylko. Chodzi również o to, aby żadna cząstka Pana Jezusa nie upadła na ziemię. Stąd patenę trzeba przez cały czas rozdawania Komunii świętej trzymać poziomo i jej nie przekręcać. - tłumaczyłem pokazując na przykładzie kartki papieru, jak spada z niej różaniec, gdy się ją przekręci podczas opuszczania.

Gdy zbliżał się czas Eucharystii, syn ubrał się, założył komżę i przed nami wszystkimi wybiegł z pokoju. Zdążyłem mu jeszcze tylko przetrzeć na szybko buty, mając w pamięci jak sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki dbał, aby jego ministranci mieli wypastowane buty, gdy służyli przy ołtarzu. Gdy zaczęła się msza święta, syn elegancko poszedł w procesji na wejście, zajął miejsce między innymi ministrantami i doczekał do chwili rozdawania Komunii świętej. Otrzymał patenę i wykonywał swoje zadanie jak umiał najdokładniej, a rzecz wcale nie była taka łatwa z powodu znacznej różnicy wzrostu między nim, a przyjmującymi do serca Pana Jezusa w postawie stojącej (Komunia była udzielana pod dwoma postaciami). Gdy podeszliśmy z żoną, aby przyjąć Pana Jezusa był tak zaangażowany w wykonywanie swojego zadania, że nawet cień uśmiechu nie pojawił się na jego ustach. ;-)

Po wszystkim przyszedł do mnie i zapytał:
- I jak tatusiu?
- Pięknie! Jestem z ciebie dumny! - odpowiedziałem szczerze, mając świadomość, że jeszcze wiele rzeczy ciągle wymaga poprawy.

I taka myśl pojawiła mi się w głowie:
- Czy mogłoby się to wydarzyć, gdybyś swojego urlopu nie spędzał na rekolekcjach?
- Pewnie nie... Nie... Nie ma szans. - odpowiedziałem sobie zgodnie z prawdą.

Rekolekcje to piękny czas, kiedy syn (pozostałe dzieci też oczywiście) ma okazję zobaczyć chłopaków, z którymi w ciągu dnia gra w piłkę, jak są ministrantami. Widzi ich rodziców codziennie w kaplicy rekolekcyjnej, jak służą do mszy świętej, jak czytają czytania, jak śpiewają psalmy, jak przynoszą dary do ołtarza. I taki obraz żywego, radosnego, młodego Kościoła utrwala się w jego sercu jako czegoś normalnego. Bo czy tak nie powinno być na wszystkich mszach świętych w naszych parafiach, nawet tych w ciągu tygodnia?




No comments:

Post a Comment