Friday, June 2, 2017

Prezenty do kosza - Świnka Peppa

Mając na uwadze ostatni wpis - "Życie ojca – bezcenne", chcę dziś powrócić do pewnego tematu, który od dawna próbuje znaleźć się na wokandzie niniejszego blogu, ale jakoś dziwnym trafem nie może się przebić. Mniemam, że dzieje się tak dlatego że to temat ważny i złemu bardzo zależy, aby go nie podejmować i nie wyciągać na światło dzienne. Każdy bowiem taki ruch może komuś otworzyć oczy na prawdę, a tego ojciec kłamstwa nienawidzi. A cała sprawa dotyczy na pozór słodkiej świnki Peppy.

Mój przekaz jest w sumie bardzo prosty: Świnka Peppa powinna się wyprowadzić z każdego katolickiego domu. Właściwie z każdego normalnego domu, w którym chcemy, aby tata był szanowany. W katolickim domu można jeszcze uzupełnić to zdanie o: Szanowany tym bardziej, że jest pierwszym obrazem Boga Stwórcy dla swoich dzieci. I nie chcąc zatrzymać się jedynie na powyższych stwierdzeniach, postaram wgłębić się w temat na tyle, aby każdy rodzic chcący wychowywać swoje dzieci na przyszłych świętych, mógł z czystym sumieniem zamknąć drzwi za wspomnianą świnką.

Otóż kilkanaście miesięcy temu (no może kilkadziesiąt) patrząc na rosnącą popularność tytułowej bohaterki serii o śwince Peppie postanowiłem przyjrzeć się z bliska temu zjawisku. Artykuły w internecie były dziwnym trafem aż nadto pozytywne. W dyskusjach "ochy" i "achy", ale... pojawiły się też głosy krytyki. I to konstruktywnej krytyki wymierzonej przede wszystkim w przekaz jaki niesie za sobą ta kreskówka. Niestety owe opinie były z miejsca wręcz "zakrzyczane" przez entuzjastów świnki. I to praktycznie bezargumentowo, za to w dość znanym stylu "epitetowania" osoby, która ośmiela się mieć odmienny pogląd od "większości" dyskutujących.

Kojarzę również z tamtego okresu słowa ks. Sławka Kostrzewy, który na temat "Świnki Peppy" przytaczał świadectwo swojego znajomego - męża i ojca rodziny:
"Pewnego dnia w rozmowie z córką usłyszał od niej w którymś momencie:
- Tatusiu, ty głuptasku!
Bynajmniej nie uradował go taki tekst w ustach ukochanej córeczki. Zaczął drążyć temat i okazało się, że to zacytowana wypowiedź świnki Peppy, którą często kieruje do swojego taty, co z kolei ten przyjmuje bez jakiegokolwiek zażenowania.
Bajki bajkami, życie życiem, tylko że... Albo się jest głową i sterem rodziny, tym, który ma za zadanie odpowiednio nią pokierować, a w razie potrzeby wyprowadzić z niebezpieczeństwa, albo się jest "głuptaskiem". Albo oczekuje się od dzieci szacunku, albo przystaje się na pogardę z ich strony. Te postawy się wzajemnie wykluczają, więc trzeba się zdecydować na jedną z nich...
Zresztą tę uniwersalną prawdę odnośnie do spraw stojących na przeciwległych biegunach, można znaleźć także w Ewangelii, kiedy Jezus wypowiedział znamienne słowa (w kontekście antagonizmu przywiązania do dóbr ziemskich i niebieskich):
"Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi." (Mt 6, 24)
Wracając do naszego ojca rodziny, jeszcze tego samego dnia zarządził wielkie "sprzątanie" domu i wszystko, co miało na sobie jakikolwiek emblemat Peppy, trafiło do kosza."

Sam zresztą włączyłem YouTuba, wpisałem w wyszukiwarkę "świnka peppa" i wyskoczyło mnóstwo filmików. Wystarczyło mi, że obejrzałem jeden odcinek - pierwszy z brzegu. Istotnie, tata jest tam przedstawiony jako... głuptasek (delikatnie sprawę ujmując). Taki niewiele znaczący dodatek do rodziny, który jedynie z pozoru, bo na pewno nie z cech charakteru, jest jej głową. Po tym doświadczeniu wizerunki świnki Peppy podzieliły w naszym domu ten sam los, co u wspomnianego znajomego ks. Sławka.

I wtedy też postanowiłem, że podzielę się na moim blogu tymi przemyśleniami, ale... jakoś się nie składało.

Kolejnym impulsem, który prawie sprawił, że post o śwince Peppie został umieszczony na blogu, były odwiedziny w przedszkolu językowym. (Owocem tego wydarzenia był post:  "Co czyta moje dziecko w placówce oświatowej?".) Tam to bowiem miałem okazję zapoznać się z wersją książkową świnki Peppy po angielsku. Było to kilka opowiadań, gdzie tata został przedstawiony jako głupek, niedorajda, tchórz, naiwniak, itp.. Niby co ma pomyśleć dziecko otrzymując taki przekaz? Że mój tata taki nie jest? To przecież tak nie działa. Nasz mózg próbuje utożsamić się z oglądaną sytuacją, a przynajmniej odnieść ją do znanej rzeczywistości. Stąd dziecko nie powie:
"- Tato, jak to dobrze, że nie jesteś głuptaskiem!", ale powtórzy za bohaterką "- Tato, ty głuptasku!". I tu kochający rodzic odczuwa boleśnie efekt strzału w kolano, który sam sobie zafundował kupując dziecku gadżety świnki Peppy i pozwalając na oglądanie tej bajki. (Choć kolejność pewnie odwrotna. ;-) )

Przyznam szczerze, że nie interesowałem się jaki bagaż negatywnych doświadczeń z relacji w swoich rodzinach niosą za sobą twórcy tej bajki, natomiast to pewne, że coś jest na rzeczy. Tylko, że zamiast sączyć truciznę dzieciom w postaci z pozoru niewinnej kreskówki należałoby stanąć przed sobą i przed Bogiem w prawdzie i zafundować sobie raczej duchowe oczyszczenie choćby w postaci modlitwy o uzdrowienie i dobrze przeżytego Sakramentu Pokuty i Pojednania. Myślę, że efekt byłby o wiele lepszy i nie musiałbym przestrzegać przed kolejnym tworem dzisiejszego świata, który psuje dusze naszych dzieci.

I na koniec bardzo ważna rzecz. Trzeba mieć świadomość, że przeciwstawiając się każdemu złu stajemy do walki nie z człowiekiem, ale z niesłychanie inteligentnym bytem duchowym, który wprowadził to zło do naszego życia przez grzech pierworodny pierwszych rodziców. Nie łudźmy się więc, że nie znajdziemy dobrych rzeczy w bajce o śwince Peppie. Skąd! Może być ich nawet 95%! (Choć w tym akurat przypadku ten procent jest mocno przesadzony.) Problem jest w tym, że te 5% jest na tyle istotne, że wystarczy szatanowi, aby zatruć umysły, dusze i serca naszych dzieci, że ani się spostrzeżemy, a tu 5%, tam 5%, i jeszcze tam 5% i okazuje się, że nie mamy już żadnego wpływu na nasze dzieci, które nas albo lekceważą albo wręcz ignorują. Szatan bowiem z tych piątek zdążył już sobie ukształtować osobę, która ani nie wierzy w Boga, ani tym bardziej w Jego zasady, które przecież zostały nam dane abyśmy byli prawdziwie wolni. I wtedy zaczynamy się zastanawiać gdzie popełniliśmy błąd w wychowaniu i co gorsza nic nam nie przychodzi do głowy. Cóż, mieliśmy przeciwnika, z którym bez pomocy łaski Bożej nie da się wygrać. Tak nas upokorzył, że najczęściej nawet nie zdajemy sobie sprawy jak to się stało, gdzie, kiedy, a nawet kto tego dokonał. A chcieliśmy mieć święte dzieci...

Jednak to zakończenie nie przystoi komuś będącemu świadomym "kto tu rządzi". Żadna bowiem przegrana bitwa, nie przekreśla ostatecznego zwycięstwa. Trzeba jednak mieć świadomość, że jak kiedyś Polska, która była już na kolanach w skutek potopu szwedzkiego, aby powstać, musimy poszukać odpowiedniej pomocy. Pomocy u kogoś, kto ma serce czulsze od najczulszego serca matki, a jednocześnie jest na tyle potężny, aby móc zdeptać głowę przeciwnika. Dzięki Bogu jest taka istota. To Niepokalana Dziewica - Maryja, której Ojciec ofiarował wszystko, co mógł ofiarować swojemu stworzeniu. A Ona z kolei we wszystkich swoich objawieniach daje nam ciągle ten sam oręż do walki z szatanem i jego podstępami - różaniec. I co jest niesamowite, pomimo, że jest Królową nieba i ziemi, nie przestaje prosić nas o jego odmawianie.



No comments:

Post a Comment