Friday, June 2, 2017

Jak wszyscy, czy pod prąd?

Wczoraj był pierwszy piątek miesiąca, wybraliśmy się więc całą rodziną odwiedzić Boga w Jego domu i uczestniczyć w przenajświętszej Eucharystii. Jak co miesiąc w ten sposób chcieliśmy podziękować Panu Jezusowi za to, że nas wybawił od potępienia. Akurat dzieci pierwszokomunijne kończyły swój biały tydzień, więc Jezus mógł cieszyć się przyjmując u siebie tak przepięknie ubranych gości.

Po skończonej mszy świętej, podchodząc do samochodu okazało się, że niektóre dzieci komunijne bawią się ciągle bodajże w chowanego. Śnieżnobiałe ubranka chłopców i dziewczyn śmigały to tu, to tam. W pewnym jednak momencie rodzice skończyli rozmawiać ze sobą pod kościołem i zaczęli się rozchodzić. Usłyszałem głos jednej z mam, wołającej swoją pociechę do siebie. Dialog wyglądał mniej więcej tak (pozwolę sobie nadać jej imię chrzcielne siostry Faustyny).
- Helenko, chodź do mnie!
- Ale mamo...
- Chodź szybko, wszyscy już jadą.
- Jeszcze trochę...
- Kochanie, zobacz, że wszyscy już jadą.
- Mamo...
- Wszyscy już jadą.

Akcent był położony na słowo "wszyscy". I tak sobie uświadomiłem, że chyba jednak warto argumentować w jakiś sensowny sposób dziecku swoje decyzje. Albo w ostateczności nie robić tego wcale, byle nie używać sformułowania, które sugeruje, że robimy coś tylko dlatego, że inni tak robią. Przecież jak dziecko nasiąknie tego typu stwierdzeniami, a patrząc na nasze dzieci, to ci mali ludzie wręcz rewelacyjnie potrafią wyłuskiwać i stosować nowo poznane zwroty, to zacznie mówić tak samo. I możemy już wkrótce usłyszeć, na przykład:
- Helenko, dlaczego tak nieładnie powiedziałaś?
- Ależ mamusiu, przecież wszyscy tak mówią.
I wtedy nie pozostanie nam nic innego jak albo zgodzić się na taki obrót sprawy - skoro wszyscy używają takiego brzydkiego języka, to nasze dziecko nie może odstawać, albo zastosować znane:
- Ale ty nie jesteś wszyscy i proszę nie mów w ten sposób.
Tylko wtedy dziecko bardzo szybko poczuje swego rodzaju fałsz. Raz rodzice każą mi robić tak jak wszyscy, a raz nie. To jak mam się zachowywać? I w ten sposób otwieramy furtkę do nieszczerości i do kombinowania w sercach naszych dzieci. A wiadomo kto w takich sytuacjach zaciera swoje szpony i zaczyna mącić...

Jezus przecież nie był osobą, która szła zgodnie z konwenansami. Wręcz przeciwnie - łamał je na każdym kroku. Ostatnio wykonując pewne mechaniczne zadania przy komputerze, słuchałem sobie jednocześnie Ewangelii. Piękna sprawa. Poniżej linkuję te nagrania.
Ewangelia Św Mateusza (Biblia Tysiąclecia) czyta Jerzy Trela
Ewangelia Św Marka (Biblia warszawsko-praska) czyta Jerzy Zelnik
Ewangelia Św Łukasza (Biblia Tysiąclecia) czyta Krzysztof Kolberger
BIBLIA WARSZAWSKA NT 04 Ewangelia Jana

Kilka godzin i można przesłuchać wybraną Świętą Księgę opowiadającą o działalności Pana. Co jednak bardzo mnie poruszyło, to obraz Boga Człowieka, który wyłonił mi się z tego słuchania. Boga, który na każdym kroku "narażał" się komuś swoją postawą, swoim gestem, zachowaniem, słowem... To zupełnie nie ten wizerunek, który często nosimy w sercu - Boga ułożonego, łagodnego, spolegliwego, przyzwalającego na nasz grzech wypływający właściwie jedynie z naszych słabości... Zacząłem rozumieć jak bardzo prawdziwe są słowa wypowiedziane przez Jezusa:
"Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej."  
(Łk 12, 49-53)

Jeżeli więc jako rodzice mamy pragnienie w sercach podążyć za Panem i tym pragnieniem chcemy rozpalić serca naszych dzieci, musimy być przygotowani na to, że w swoich środowiskach będą musiały iść pod prąd. Że wielokrotnie będzie trzeba tłumaczyć, że to, co myślą, mówią, robią "wszyscy" wcale nie jest tym, czego chce od nas Bóg i tym samym jego Mama Maryja. Czy jesteśmy na to gotowi? Spoglądając na naszą rodzinę, mogę już teraz napisać, że to wcale nie jest łatwe. Ale i tutaj, gdy nadchodzą wątpliwości, przychodzi równocześnie utwierdzenie w tym, że dobrze obrało się drogę:
"Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania." 
(Mt 16, 24-27)

I myli się ten, kto "krzyż" z powyższego fragmentu przyrównuje jedynie z chorobą i milczącym przyzwoleniem na nią, jak Jezus, który posłusznie jak baranek był prowadzony na śmierć. Ta postawa to tylko kilkanaście godzin z trzyletniej działalności Chrystusa. Pozostałe kilkadziesiąt tysięcy godzin, to wielki dynamizm w działaniach. I tego oczekuje od swoich naśladowców Bóg. Tego Bożego dynamizmu i znoszenia krzyża m.in. w postaci słów "zatroskanych" znajomych, aby przystopować i być jak "wszyscy". Jeżeli chcemy prowadzić nasze dzieci drogą Bożą, drogą ku świętości, trzeba mieć świadomość tego krzyża. Ale... czy obietnica nie jest warta takiego poświęcenia?
"Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania."



1 comment:

  1. Doskonale rozumiem co masz na myśli. Ileż to razy muszę tłumaczyć dzieciom dlaczego nie zgadzam się na pewne zabawki w domu, czemu uważam że nie potrzebują w wieku 7 i 5 lat Play stadion chociaż WSZYSCY kuzyni i koledzy maja( pewnie nie wszyscy ale znaczna większość). Jako nieliczni w rodzinie święta traktujemy nie jako okazję do kupowania prezentów i ton jedzenia ale jako przeżycie duchowe i to właśnie usiłujemy przekazać dzieciom, jednak rodzina często tego nie rozumie. Nasze życie chrześcijańskie zweryfikowalo kilka znajomości. Nie jest łatwo iść pod prąd i szarpać się codziennie z czymś nad czym inni- mniej religijni nawet się nie pochylają. Ale cóż, wybraliśmy taka drogę i mam nadzieję że wsparcie ze strony Świętych pozwoli nam mądrze wychować nasze dzieci -bo patrząc na ten świat wiem że nie będą miały lekko w życiu..

    ReplyDelete