Sunday, January 1, 2017

Zacząć rok od błogosławieństwa

Dziś uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, Maryi, stąd postanowiłem zrobić całej rodzinie niespodziankę i zabrać wszystkich na niedzielną wycieczkę do krakowskiego Sanktuarium Jana Pawła II, aby tam wziąć udział w niedzielnej Eucharystii. Wierzę mocno, że to z natchnienia naszego wielkiego papieża tak się stało. Kilka rzeczy miało na to wpływ:

  • w ogłoszeniach parafialnych przeczytałem: "Składka dzisiejsza przeznaczona jest na Centrum J.P. II - Nie lękajcie się. ", co zainicjowało taką myśl w mojej głowie:
    - Może warto "bezpośrednio" złożyć ofiarę na centrum? Przecież to zaledwie pół godziny drogi...
  • pomyślałem sobie, że skoro tylu ludzi z całej Polski, z całego świata pielgrzymuje do Krakowa, aby odwiedzić nasze łagiewnickie sanktuaria - Bożego Miłosierdzia oraz Jana Pawła II, to warto co jakiś czas też samemu tam się wybrać, bo normalnie wstyd (ot takie noworoczne postanowienie, aby cyklicznie zacząć pojawiać się w tych pięknych miejscach)
  • poszedłem do komputera, aby sprawdzić godziny mszy świętych, a na biurku przywitał mnie niesprzątnięty obrazek... św. Jana Pawła II
  • cudowna pogoda, która Bóg nam dziś podarował chyba właśnie, aby móc pięknie spędzić tę pierwszą niedzielę w roku zarówno na spotkaniu z Nim, jak i na jakimś rodzinnym spacerze
  • w kawiarence przy Sanktuarium Jana Pawła II tak samo jak w kawiarence hotelowej przy kaplicy klasztornej Matki Bożej Miłosierdzia można zjeść pyszne wypieki, więc pomyślałem, że to będzie świetna sposobność, aby po skończonej mszy uczcić ten dzień święty jeszcze w taki sposób ;-)
Wybraliśmy się więc do sanktuarium, choć niestety nie obyło się bez lekkiego spóźnienia (szatan chciał ten fakt wykorzystać, aby odwieść mnie ostatecznie od pomysłu odwiedzenia Jana Pawła II, na szczęście to mu się nie udało). Na miejscu okazało się, że kościół jest wypełniony ludźmi - wszystkie miejsca były już pozajmowane. Ale to nieistotne. Chciałem przecież ten post napisać o błogosławieństwach, a nie o frekwencji u JP2.

Gdy przyszedł czas zbierania na tacę, jak zwykle dałem każdemu dziecku pieniążek, żeby móc wrzucić do koszyczka. Dzieci mają frajdę, a przy okazji zwykle są błogosławieni przez kapłana chodzącego po składce (lub siostrę). Tym razem niestety tak się nie stało. Kapłan podziękował słowami "Bóg zapłać' i poszedł dalej. Trudno - pomyślałem - przecież błogosławienie dzieci podczas zbierania ofiar nie jest obowiązkiem kapłana. I tak teraz myślę, że może przez taką postawę braku pretensji, Bóg zesłał obfitość Swego błogosławieństwa tego dnia. Posłuchajcie...

Podczas rozdawania Komunii Świętej ksiądz szedł z Panem Jezusem wzdłuż głównej nawy. Klęczeliśmy więc z żoną a obok stały/klęczały/były na rękach nasze dzieci. Gdy przyszła nasza kolej, kapłan od serca pobłogosławił każde nasze dziecko zanim podał nam Pana Jezusa. I to było pierwsze błogosławieństwo tego dnia. 

Potem było piękne rozbudowane końcowe błogosławieństwo, gdzie wszyscy zgromadzeni kilka razy odpowiadali głównemu celebransowi "amen" zanim ten zrobił znak krzyża i pobłogosławił wiernych.

Po skończonej mszy poszliśmy całą rodziną do przodu, by pomodlić się jeszcze chwilę i przedstawić Bogu nasze pragnienia serca. W tym czasie były sprzątane przedmioty używane do odprawienia Eucharystii. Na końcu kapłan (albo może diakon, nie wiem) wziął relikwie Jana Pawła II. Spytałem, czy mogę pocałować, aby uczcić świętego papieża. Kapłan zgodził się. Przy okazji pocałunek złożyła także żona i nasze dzieci poza najmłodszym, które jak dobrze pamiętam spało w wózku. Wierzę mocno, że Jan Paweł II osobiście pobłogosławił każdego, kto w ten sposób oddał mu hołd (relikwie pocałowały bowiem jeszcze inne osoby, będące ciągle w kościele). 

Po wyjściu z jednego sanktuarium zrobiliśmy sobie spacer do drugiego sanktuarium (czyli od Jana Pawła II do siostry Faustyny). Pogoda wręcz prowokowała do tego - piękne słońce i bezchmurne niebo (choć temperatura w okolicy zera). Niestety okazało się, że wszystko było pozamykane i pomimo pięknych zdjęć kremówek na plakatach, musieliśmy obejść się jedynie smakiem. Wstąpiliśmy natomiast do kaplicy wieczystej adoracji (tak na marginesie to jedyne takie miejsce w Krakowie, a pewnie nieliczne w Polsce, gdzie 24 godziny na dobę jest wystawiony Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie). Pokłoniliśmy się Panu i nie wyobrażam sobie, aby w tamtym momencie nasz dobry Bóg nie pobłogosławił naszej całej rodziny po raz kolejny tego dnia. :-)

Wracając do samochodu, czyli idąc od siostry Faustyny do Jana Pawła II, spotkaliśmy jednego z kapłanów pracujących w Bazylice Miłosierdzia Bożego. Ucięliśmy sobie bardzo interesującą rozmowę, podczas której kapłan "sprzedał" nam kilka epizodów ze swojej posługi duszpasterskiej w Szkocji. (Kapłani to prawdziwe chodzące skarbnice przeciekawych historii. Wystarczy tylko odpowiednio je "otworzyć"...) Na pożegnanie zostaliśmy znów pobłogosławieni. Tym razem błogosławieństwo odbyło się poprzez położenie rąk na głowie i wypowiedzeniem krótkiej modlitwy dotyczącej każdego członka naszej rodziny. 

A żeby tego było mało, po drodze spotkaliśmy dwie spacerujące siostry ze zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, które zanim poszły w swoją stronę... pobłogosławiły każdego z nas. ;-)

Potem już bez niespodzianek doszliśmy do samochodu, wróciliśmy do domu, zjedliśmy drugie danie niedzielnego obiadu itd, itp.

Tak więc rok nam się zaczął od dość niespodziewanego zestawu pięknych błogosławieństw. Mam nadzieję, że uskrzydlą nas one do pójścia za głosem Pana i będą dla nas mocnym uderzeniem Bożej Łaski na cały nadchodzący rok. 

Święci Janie Pawle II i siostro Faustyno, módlcie się za nas i za naszą Ojczyznę.





No comments:

Post a Comment