Thursday, January 26, 2017

Wolę mieć braciszka

Mamy zimową porę i zdarzyło się kilka dni temu, że spadł śnieg. Po niedzielnej Mszy świętej jechaliśmy autem na tradycyjne ciacho. Po drodze minęliśmy park, a w nim górkę, z której dzieci zjeżdżały na sankach. I zaczęło się proszenie:
- Tato, możemy iść na sanki?
- Tato, przyjedziemy tutaj?
- Tato...
Harmonogram dnia był dosyć "napięty" - najpierw Msza święta w kaplicy przedszkolnej, potem tradycyjna cukiernia, potem obiad, potem urodziny u kolegi najstarszego syna na drugim końcu miasta, potem wizyta duszpasterska... A do tego żona miała w planach przygotować jakiś smaczny posiłek na wieczór, bo zaprosiliśmy kapłana wraz z ministrantami na kolację...
No ale jak tu wytłumaczyć to dzieciom? Fakt, że zabieram na urodziny synka nie będzie wytłumaczeniem dla córek. Z kolei potrzeba poświęcenia czasu na przygotowanie kolacji stawi kapłana w złym świetle w oczach dzieci. I chyba anioł stróż podsunął mi co mam powiedzieć.

Akurat zatrzymaliśmy się na światłach. Obróciłem głowę w lewo, patrzę a tam tata, mama i małe dziecko z sankami. Obróciłem głowę w prawo i patrzę, a tam tata, mama i inne małe dziecko z sankami. Mówię więc do dzieci pokazując na lewo:
- Chcielibyście iść na sanki ze mną i z mamą jak to dziecko?
- Taaak!!!
- A chcielibyście iść na sanki ze mną i z mamą jak tamto dziecko? - pokazuję na prawo.
- Taaaaak!!!
- A czy zwróciliście uwagę, ile rodzeństwa mają te dzieci? - zapytałem. Dzieci popatrzyły to na prawo, to na lewo, to znowu na prawo...
- Nie mają...
- No właśnie. My mamy o wiele większą rodzinę i nie na wszystko starcza czasu. A czy wy wolelibyście móc iść z tatą i z mamą na sanki, ale żeby nie było na przykład waszego najmłodszego braciszka? - I tu po kolei padło to samo, trzykrotnie powtórzone zdanie.
- Wolę mieć braciszka.

[I żeby była jasność. ;-) Mamy sanki w garażu, a każde dziecko ma plastikowe jabłuszko do zjeżdżania po śniegu. Zresztą nie dalej jak dziś żona z całą czwórką była na "sankowym" spacerze. A po stopniu zmoczenia kurtek i kombinezonów najstarszej trójki mogę domniemywać, że zabawa musiała być przednia. :-) ]

Przytaczam tę sytuację po to, żeby uzmysłowić każdemu, choć chyba słowa te szczególnie powinny rzucić ziarna w serca młodych małżeństw, że najlepszym prezentem dla każdego dziecka jest... brat lub siostra. I niezależnie czy to będzie pierwszy, drugi, trzeci, czwarty... czy nasty członek rodziny. Niech za przykład posłuży rodzina Manelli, o której sam święty Ojciec Pio mawiał:
- To jest moja rodzina!

[Naprawdę proszę o poświęcenie kilku minut na otworzenie powyższego linka i zapoznanie się z historią tych niesamowitych ludzi, szczególnie w kontekście podejścia do przyjmowania i wychowywania dzieci.]

Zresztą podzielę się z wami jeszcze jedną sytuacją z wczoraj, czy przedwczoraj...
Byliśmy całą rodziną w pokoju córek, zmierzając powoli do ostatniego punktu dnia - wspólnej wieczornej modlitwy. Żona rozwieszała pranie, młodsza córka jej "asystowała" (to taka dziecięca pomoc, gdzie są już chęci, a ciągle brak umiejętności ;-) ). Ja pomagałem starszej córce pościelić jej łóżko. Starszy syn zabawiał młodszego brata, który śmiejąc się raczkował w łóżeczku. Niby prosta sytuacja, a ile w tym wszystkim było prostoty, piękna, radości, dynamiki. I tak jest bardzo często. Jest oczywiście też trud, są wyrzeczenia, ale poziom uśmiechu, radości i szczęścia wypływające z codzienności z taką gromadką dzieci są naprawdę niezwykłe. I to właściwie tylko dzięki Bogu, który z każdym kolejnym dzieciątkiem, ubogaca swoimi łaskami naszą rodzinę. Stąd pomimo wyzwań jestem w stanie z optymizmem patrzeć w przyszłość. I dzieci, i naszą.

Bo choćby podchodząc racjonalnie, najlepszą inwestycją w przyszłość są nie tyle fundusze emerytalne, co właśnie dzieci. Im więcej ich przyjmiemy i wychowamy w Duchu Bożym, tym bezpieczniej możemy się czuć. I możemy mieć nadzieję, że na starość znajdzie się jakieś z dzieci, co poda nam przysłowiową szklankę wody, albo przynajmniej zatroszczy się o godny nasz pochówek. Może to wydać się nieprawdopodobne, ale jak podano w reportażu: upadek cywilizacji postep po szwedzku lektor, po prochy 45% kremowanych zmarłych w stolicy Szwecji nikt z rodziny się nie pojawia. A kremowanych jest aż 90% wszystkich zmarłych...

Pomyślmy, a właściwie spójrzmy na nas samych i dokonajmy pewnego porównania. Jak blisko nasi rodzice byli naszych dziadków (miejsce nauki, miejsce pracy, mieszkanie...), a jak blisko my jesteśmy naszych rodziców? Czy ten dystans się zmniejszył, pozostał taki sam, czy może się powiększył? Jeżeli wychodzi nam trzeci przypadek, to nie łudźmy się, że ten trend się zmieni. Nasze dzieci mają o wiele więcej możliwości "odfrunięcia" daleko od nas niż mieliśmy ich my.

Stąd może to właśnie czwarte, albo piąte dziecko ma być tym, które założy rodzinę przy nas i zaopiekuje się w godzinę starości? (Piszę dziecko, ale doświadczenie każdego z nas podpowiada jaki procent synów, a jaki procent córek czyni ten gest miłosierdzia wobec rodziców, stąd tak ważne jest to, co pisałem w poprzednim poście: Chcę być mamą.) Gdzie znajdziemy się na starość, kiedy skończymy swoje rodzicielstwo na jednym lub dwójce dzieci? Z jakiego powodu tak ryzykujemy? Bo mama wypadłaby z zawodu? Bo dziecko musiałoby dzielić pokój z bratem/siostrą. Bo nie stać by nas było na coroczne wakacje? Bo być może z powodów finansowych nie pojawiłyby się literki mgr przed nazwiskiem dziecka? Bo dziecko sąsiadki mogłoby być w pracy przełożonym nad naszym dzieckiem? ...
Tylko tyle?

A może dzięki tym "ograniczeniom" w jakiś sposób ochronimy dzieci przed światowością, modą, naśladowaniem celebrytów, popkulturą... I nasze dzieci, które być może z wielkimi wyrzeczeniami otrzymałyby perfekcyjną ścieżkę edukacji, nie będą żyły daleko od rodzinnego domu (może nawet za oceanem) spełniając się zawodowo, a umierając duchowo... Prawie dokładnie tak, jak rodzice sobie wymarzyli. Bo co wtedy nam pozostanie? Sprawdzenie co u dzieci na Fejsbuku? Raz na tydzień rozmowa przez Skajpa? Raz do roku odwiedziny na święta?

Może ten post jest ostatnim krzykiem Ducha Świętego właśnie w Twoją stronę, aby się obudzić i przewartościować niektóre sprawy w swoim życiu, zanim będzie za późno?

Wsłuchajmy się na koniec w słowa pierwszej części "Pozdrowienia Anielskiego" - chyba najpopularniejszej w Polsce modlitwy:

Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą.
Błogosławionaś Ty między niewiastami 
i błogosławiony owoc żywota Twojego - Jezus. 

Czy dostrzegamy co jest ujęte w powyższych trzech frazach? Pierwsze dwie są pewnie dość dobrze przez nas "rozpracowane" intelektualnie:
Pierwsza - Maryja jako wybrana przez Boga, obdarzona pełnią Jego darów.
Druga - Maryja jako przedstawicielka płci pięknej, jako najcudowniejsza, najszczęśliwsza kobieta.
Ale jest też trzecia, w której Maryja jawi się jako matka, której celem życia nie jest praca, zdobywanie pieniędzy, martwienie się o rzeczy tego świata, ale dziecko.

Bo tak jak celem życia jabłoni jest owocowanie - dostarczenie jabłek, tak sednem życia kobiety w planach Bożych jest rodzenie dzieci. Dzieci, które mogą żyć i to żyć wiecznie na chwałę Boga. I nawet najwyższym aniołom Bóg nie dał tej przecudownej właściwości co ludziom. Właściwości, którą jest współuczestniczenie w tworzeniu nowego, nieśmiertelnego bytu, jakim jest CZŁOWIEK.

Trwając we wdzięczności za ten dar, nie ograniczajmy w żaden sposób pragnień Boga, który chce szczodrze obdarowywać nim nas.






2 comments:

  1. Bardzo piękny obrazek życia rodzinnego. Doskonale to znam. Sami wychowujemy dzieci w takim właśnie duchu a przynajmniej staramy się. Masz absolutną rację że dzisiejsze pary kalkuluja ilość dzieci myśląc o tym czy będą w stanie zapewnić im wszystko. Tylko czym jest to wszystko ? Czy to pieniądze odlozone na koncie? Świadomość że można kupić im bardzo duzo zabawek, gier, konsoli itp? Czy to potrzeba "ustawienia"dziecka w życiu? To tak nie działa. Sama na razie mam trójkę dzieci i spotkałam się wielokrotnie z tym że starsze kobiety zaczepialy nas w parku i mówiły że żałują że nie zdecydowały się na więcej dzieci....Było w nich tyle smutku i autentycznego żalu. Ja wiem że teraz przelicza się dzieci na metraż mieszkania, ilość pieniędzy czy plany zawodowe. Uważam że te wszystkie czynniki są mało istotne gdy bierzesz w ramiona swoje maleństwa te większe i te malutkie. Nie przeliczysz tego na nic.Zauważ jednak że macierzynstwo wymaga wyzbycia się egoizmu,wyzbycia się nastawienia na JA to taki altruizm w czystej postaci, a to niełatwe. Pod poprzednim postem zostawiłam komentarz odnośnie pracy. Owszem chciałabym kiedyś wrócić do pracy. Chce być aktywna w różnych aspektach życia społecznego jednak obecnie moja największa rolą jest rola matki i z tym się zgadzam. Odniose się jeszcze do opieki nad rodzicami. Nie chciałabym nigdy aby dziecko poczuwalo się do odwdzieczenia się za rodzicielstwo. Jeśli kiedyś będę chora niedolezna wolę aby oddały mnie do ośrodka -ale to będzie ich decyzja. I na koniec. Rodzeństwo to najlepsze zabawki. Kiedyś gdy byliśmy nad morzem.na wieczorny spacer nie zabraliśmy żadnej łopatki zabawki nic. Dzieci bawiły się dwoma patykami. Ale razem. nie usłyszałam słowa skargi że się nudza, a spacer trwał godzinę. Zawsze im powtarzam że mają szczęście bo mają siebie. Otaczamy cała Wasza rodzinę modlitwa i również o nią proszę. Pozdrawiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo piękne słowa - szczerze dziękuję za nie!
      Naprawdę potrzeba nam być świadkami piękna, jakie płynie z posiadania rodziny i to licznej rodziny. Dzięki temu będziemy łamać kłamstwa szatana, które sączy w serca ludzi. Chyba najlepiej własną postawą potwierdzać naukę Jezusa - jak to czynili rodzice Licia i Settimio Manelli. A Bóg będzie wynagradzał. I to hojnie! :-)

      PS. Temat opieki nad rodzicami wymaga osobnego pochylenia się - nie umiem skondensować swoich przemyśleń tak w dwóch zdaniach. ;-)

      Delete