Friday, January 20, 2017

Chcę być mamą

Nie dalej jak dwa tygodnie temu dzieci rozmawiały przez telefon. Akurat siedzieliśmy wszyscy w kuchni przy stole. No i podczas rozmowy padło pytanie do najstarszej, prawie pięcioletniej córki, która akurat trzymała komórkę i prowadziła dialog:
- A kim chcesz zostać jak dorośniesz?
- Chcę być mamą! - odkrzyknęła do słuchawki bez zastanowienia.
- A ja chcę być świętym! - dodał syn.
- A ja chcę być mamą "Lózą"! ;-) - odpowiedziała najmłodsza córeczka.
Nastała chwila konsternacji...
- No rozumiem, ale kim chcesz być, co chcesz robić?
- Chcę być mamą. - stanowczo potwierdziła córeczka.

Bardzo mi się ta odpowiedź spodobała - od razu przytuliłem córeczkę. I siłą rzeczy jestem za nią wdzięczny... mojej żonie. To właśnie dzięki niej, nasze córki od najmłodszych lat mają dobry wzór macierzyństwa. Widzą jak mama zajmuje się młodszym bratem, jak o niego dba, jak go piastuje, jak do niego mówi, jak go karmi, jak go kąpie, jak go usypia, jak go tuli, z jaką czułością się do niego zwraca. To samo otrzymują oczywiście pozostałe dzieci, ale już w innych proporcjach, w zależności od swoich potrzeb. Na najmłodszym dziecku natomiast najlepiej widać jak ogromne jest okazywane serce mamy. A jest tak, ponieważ z racji swojej bezbronności, nieporadności i całkowitego uzależnienia od innych małe dzieciątko potrzebuje tego najbardziej i najwięcej,

I widząc piękno takiej postawy, dziewczynki często bawią się w mamy. Są nimi dla swoich lalek-bobasów i misiów. Opiekują się nimi, noszą je, wożą w wózkach, mówią do nich, kąpią, kładą spać... a nawet przebierają. Co jakiś czas widzę jakąś lalę z pampersem. :-) A jak to im nie wystarcza, to mniejsza córka przejmuje rolę dzidziusia, a starsza staje się jej mamą. Tego typu zabawa jest niesamowicie wartościowym przygotowaniem do przyszłej roli mamy. A co najważniejsze jest nasiąkaniem pięknem macierzyństwa. Tym, że mama przede wszystkim wnosi do domu miłość, radość, pokój, szczęście. Że jej rola jest niesłychanie ważna. Że mamusia jest w rodzinie po prostu niezastąpiona. I nawet jak się zdenerwuje, czy jak jest zmęczona, to stany te nie są celem, ale jakimś poświęceniem, aby było tak cudownie. Dla analogii można wziąć np. sportowca. Żeby dobrze móc występować na arenach, musi włożyć wiele wysiłku w trening. Kto jednak o tym pamięta, kiedy staje się na podium? A takich wejść na podium przy dzieciach jest mnóstwo. Codziennie jest jakieś małe podium (praktycznie każda nowa przyswojona czynność, niezależnie, czy to jest pierwszy uśmiech, czy pierwsze samodzielne zawiązanie butów), a przecież są też i wielkie powody do dumy. Przychodzę z pracy do domu i żona może mi opowiedzieć co też pięknego zrobiły dzieci pod moją nieobecność. (Oczywiście, dzieciaki robią też rzeczy mniej dobre, że tak się wyrażę, ale jest ich niewspółmiernie mniej - wystarczy któregoś dnia przestać się na nich skupiać, aby zapominać o nich tak szybko, jak zostają naprawione.)

Stąd nie szaleńcza pogoń za edukacją i zapisywanie córek na kolejne zajęcia pozaprzedszkolne (tak, tak - to już zaczyna się od tego okresu), ale ustawienie ich w Bożym planie jest najważniejszą rolą rodziców. A Boży plan dla każdej kobiety to wcale nie kariera zawodowa, tylko macierzyństwo! Duchowe dla kobiet konsekrowanych, fizyczne dla pozostałych. I z tego prostego powodu kobieta nie spełni się życiowo jako np. biznes łumen, ponieważ ta droga w zamysłach Bożych nie doprowadzi jej do celu jakim jest szczęście. Owszem, sukcesy zawodowe, mogą być powodem chwilowej satysfakcji - bez wątpienia, ale co innego chwilowe zadowolenie, za którym od razu pojawia się "kolejny cel", a co innego stan ducha, w którym człowiek czuje, że niczego więcej mu nie potrzeba. I mamiąc owymi chwilowymi satysfakcjami, szatan właśnie w ten kanał wpędza współczesne kobiety. A tak świetnie mu się do udaje, ponieważ sami mu w tym pomagamy. Często wystarczy mu posłużyć się po prostu nami - rodzicami, a dokładniej naszymi bezrefleksyjnymi ambicjami i planami wobec córek. Planami kształtowanymi przez zdeformowaną wizję współczesnej kobiety i wynaturzonym zestawem oczekiwań co do płci. Obie te rzeczy z powodzeniem, bardzo nachalnie serwują nam od lat media - kobieta ma w sprawach zawodowych dorównywać mężczyźnie, mężczyzna ma być zamiennikiem kobiety w domu. Tylko że to nieprawda. Bóg stworzył nas mężczyznami i kobietami, abyśmy się nawzajem uzupełniali, a nie wymieniali.

A gdy przychodzi moment płacenia rachunków za odkładanie w nieskończoność macierzyństwa, (i możemy być pewni - nastaje on wcześniej, czy później, gdyż nikt nie ucieknie przed starością) jest to czas samotności i wielkich wyrzutów sumienia wobec siebie. I niestety cena, jaką płacą kobiety, gdy "otwierają się oczy", jest o wiele wyższa. A wchodząc w świat duchowy, owo otwarcie się oczu, jest po prostu zmianą taktyki szatana. Najpierw odwodzi młode kobiety od ścieżki prowadzącej do ich spełnienia, do ich szczęścia, do dawania nowego życia (chyba najpiękniejszego daru jaki Bóg złożył w ręce kobiet), a potem... Potem gdy już czas ich płodności się kończy, bez skrupułów wyszydza to, do czego wcześniej sam kusił. Efektem tego jest stan przygnębienia. Kobieta uzmysławia sobie nicość tych wszystkich spraw zawodowych, które były przedkładane nad macierzyństwo. Ileż to jest przypadków, kiedy z dnia na dzień całe doświadczenie, oddanie, poświęcenie się pracodawcy okazuje się nieistotne - jak dym ulatuje w powietrze i się rozpływa. Firma przenosi filie, zamyka oddział, ogłasza bankructwo, albo zwyczajnie przychodzi ktoś nowy, młody, wykształcony, ambitny ze świeżymi pomysłami i...  Diabeł w takich przypadkach wyje z zadowolenia widząc smutek Boga i rozgoryczenie Jego ukochanej córeczki (bo niezależnie od swojego postępowania, każda kobieta nią jest), do której dochodzi jak bardzo została oszukana. I wtedy jako gwóźdź do trumny szatan zaczyna pokazywać inne kobiety, które kosztem swojego "światowego rozwoju" zainwestowały w dom, rodzinę, dzieci, potem wnuki... i z tryumfem szepcze do ucha: - Tak mogłoby wyglądać teraz twoje życie, gdybyś posłuchała Boga, a nie mnie...

I żeby była jasność. Używając żargonu piłkarskiego można powiedzieć, że Bóg jest naszym najzagorzalszym fanem i będzie nas wspierał zawsze, choćbyśmy przegrywali 20:0, a na zegarze pozostawało 5 minut do końca meczu. On będzie cały czas kreślił taktykę na wygranie meczu (czytaj zbawienie i szczęście wieczne), aż do ostatniego gwizdka. Cokolwiek nie stanie się na murawie, On uwzględniając nowe warunki, stworzy do nich nowy, idealny plan. Tylko trzeba Mu uwierzyć! Im szybciej tym lepiej. Im szybciej, tym krótszy będzie w nas smak stanu przegrywania w meczu. :-)

Troszkę zdryfowałem, postaram się więc wrócić do sedna sprawy - do macierzyństwa.
Co w tym temacie przekazuje nam Pismo Święte? Czy daje nam jakieś konkretne pouczenie?
- O tak! Jest ich wiele. Ja posłużę się zaledwie jednym, chyba powszechnie znanym fragmentem - początkiem Psalmu 128:

Szczęśliwy każdy, kto boi się Pana, który chodzi Jego drogami! 
Bo z pracy rąk swoich będziesz pożywał, będziesz szczęśliwy i dobrze ci będzie. 
Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu
Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu. 
Oto takie błogosławieństwo dla męża, który boi się Pana. 

Czy wyraźnie widać co jest źródłem błogosławieństwa (=szczęścia) w każdej rodzinie?
- Mąż, który pracuje, aby utrzymać rodzinę oraz żona, która jest płodna, która przebywa w domu - tam rozwija się, wypuszcza kwiaty, zawiązuje owoce, daje owocom wzrost aż dojrzeją i są gotowe do zerwania, czyli zajmuje się domem, pracuje w domu, piastuje dzieci.
I kiedy tak się dzieje?
- Kiedy chodzimy drogami Pana. Tylko wtedy zrozumiemy tajemnicę szczęścia zawartą w tych zaledwie kilku wersach. A mając taką wiedzę, jesteśmy w stanie poczuć niebo już tutaj na ziemi! Niebo wypływające z mądrego pojmowania roli macierzyństwa i potrzeby przygotowania do niej dziewczynek już od najmłodszych lat.

Starajmy się więc w ten sposób przedstawiać macierzyństwo naszym córkom. Jako niesłychane, niewypowiedziane, niewyobrażalne wręcz dostąpienie łaski danej kobiecie od samego Boga, aby móc z Nim WSPÓŁTWORZYĆ historię ludzkości, dzieje tego i przyszłego świata.

I jeszcze bonus na koniec :-)
Jestem Mamą - Natalia Niemen




2 comments:

  1. Konfrontujesz macierzyństwo vs kariera. A przecież pomiędzy nimi jest też zwykła praca zawodowa. Uważam macierzynstwo za nawazniejsza rolę kobiety-moja także. Niemniej jednak nadejdzie czas gdy moje dzieci założą rodzinę. Nie chcę wówczas stac w oknie i czekać aż przywiozą mi wnuki. Chce być aktywna zawodowo. To nic złego. Nie sądzę żeby Bóg miał coś przeciwko mojej pracy zawodowej, zwłaszcza że jest ona dobra i pożyteczna.Ale zgodzę się że nie idzie to w parze z wychowaniem dzieci. U mnie najpierw była praca, potem dzieci, i za jakiś czas gdy najmniejsze pójdzie do przedszkola zamierzam wrócić do pracy. Dobrze jest mieć w życiu coś, co aktywizuje inna sferę życia taka dzięki której będę mogła pomagać innym gdy moje dzieci będą.juz samodzielne.

    ReplyDelete
  2. Bóg dał każdemu człowiekowi wolność, ale też wskazał mu optymalną drogę. Optymalną drogą dla kobiety jest wykorzystanie w 100% swojej płodności. Jeżeli w planach Bożych masz mieć 10 dzieci, a otworzysz się na 3, to gdy staniesz twarzą w twarz z Bogiem i pokaże ci dobro jakie ta nienarodzona siódemka miała wykonać w świecie, czy nie zrobi Ci się żal? Jak trzeba, to na pracę też przyjdzie czas, aczkolwiek nie zapominajmy, że Bóg polecił ją do wykonania Adamowi, nie Ewie (dialog po wypędzaniu z raju).
    Polecam też zagłębić się w następny post:
    http://wychowywacdoswietosci.blogspot.com/2017/01/wole-miec-braciszka.html

    ReplyDelete