Friday, September 23, 2016

Niebo - tam gdzie skarb nasz

Zdarzyło się, w przedostatnim tygodniu...
Mieliśmy dylemat z żoną, czy pojechać do rodziny na sobotę i niedzielę. Chęci były, ale dzieci w okresie okołoprzeziębieniowym, deszczowa prognoza pogody, mnóstwo spraw przy domu do zrobienia, sobotni trening syna... Tak więc sobota została spędzona jednak w domu. Niedzielny wyjazd miał już więcej szans powodzenia. Dlaczego? Był to dzień głównych uroczystości odpustowych w limanowskim Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej. (Dla przypomnienia - RELACJA.) Miejsca szczególnie bliskiemu naszym sercom, ponieważ to właśnie tam ślubowaliśmy sobie z żoną miłość, wierność, uczciwość małżeńską i że się nie opuścimy aż do śmierci. Dodatkowo bazylika ta została wybrana jako jeden z 12 kościołów w diecezji tarnowskiej, gdzie stanęła Brama Miłosierdzia z okazji roku jubileuszowego. Ponadto odpust został połączony ze świętowaniem 50 rocznicy koronacji Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej, której dokonał biskup Karol Wojtyła, a po skradzeniu koron, powtórzył tę czynność już jako papież Jan Paweł II na krakowskich Błoniach. Ostateczna decyzja zapadła w niedzielę rano. Był jednak pewien dylemat... Chrześniak żony miał niedawno urodziny i nie wypadało przyjechać z pustymi rękami. Żadnego prezentu niestety nie mieliśmy przygotowanego, a nie mamy w zwyczaju robić zakupów w niedziele. Wpadł mi jednak pewien pomysł. ;-) Syn jest mniej więcej w wieku chrześniaka, więc można by podarować którąś z jego zabawek. Trzeba było jedynie wybrać jakąś nową, niezniszczoną i która sprawi radość. Wybór padł na małą wiertarko-wkrętarkę. Miałem jednak świadomość, że syn bardzo ją lubi, ponieważ używa jej, kiedy wspólnie majsterkujemy. Cóż, jak teraz przekonać sześciolatka, aby podarował kuzynowi tak cenną i ukochaną rzecz? Misja nie do wykonania patrząc po ludzku, co zresztą potwierdziła żona, kiedy podzieliłem się z nią tym pomysłem... Ale cóż - póki się nie spróbuje, to się nie poczuje.

Przy śniadaniu zacząłem rozmowę z synem, którą spróbuję odtworzyć.
- Chciałbyś pojechać dziś odwiedzić kuzyna?
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!! - tu nastąpiła euforia.
- Ale jest pewna trudność...
- Jaka?
- Miał niedawno urodziny i wypadałoby mu coś podarować...
- To damy my czekoladki!!! - odpowiedział rezolutnie syn. ;-)
- A czy ty byś się cieszył z czekoladek, gdybyś dostał taki prezent na urodziny? - pytam.
- No pewnie! - uzyskuję odpowiedź. A jakże - niby czego się spodziewałem... ;-) Brnę dalej:
- Tak teraz mówisz, ale pewnie gdybyś otrzymał na urodziny same słodycze, to byś wcale nie był taki zadowolony. Myślę, że warto by dać mu jakiś bardziej trwały prezent.
- To ja coś poszukam! - zaoferował się syn. Z tym, że kiedyś już coś podobnego przerabialiśmy i na końcu okazało się, że w zbiorze rzeczy do oddania znalazły się same zabawki, które alby były zepsute, albo zużyte, albo po prostu mało fajne.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Trzeba bowiem podarować coś co będzie naprawdę fajne i co sprawi radość kuzynowi. - odpowiedziałem
- To co?
- Myślę, że takim dobrym prezentem byłaby twoja wkrętarka...
- Ale to jest moja najlepsza rzecz!
- No właśnie.
- Nie, nie chcę jej dawać.
- A chcesz odwiedzić kuzyna?
- Tak!
- Ale bez prezentu nie pojedziemy.
...
- To nie jedźmy.
I tu włączyła się żona mówiąc:
- Tata ci przecież kupi nową.
Z tym, że syn zatopiony w swoich myślach (z płaczem siostry w tle z powodu tego, że nie jedziemy) tego nie wychwycił, a ja dyskretnie wytłumaczyłem żonie, że chciałbym, aby syn poświęcił tę ukochaną zabawkę tak z dobroci serca. Bo jakie to poświęcenie, gdy się wie, że wkrótce otrzyma się ją na nowo? Przekonywałem jeszcze przez jakiś czas syna do ofiarowania tego sprzętu (bo w sumie mówić o w pełni funkcjonalnej wkrętarce jako o dziecięcej zabawce może być trochę mylące), ale bezskutecznie. Syn cały czas trzymał się argumentacji jak to bardzo lubi wkrętarkę, jak to jest mu potrzebna, jak to bez niej nie będziemy mogli wspólnie pracować... Gdy już prawie straciłem nadzieję, Duch Święty podsunął mi pewną myśl.
- Wiesz co...
- Co?
- Jeżeli oddasz teraz tę jedną wiertarkę, to w niebie dostaniesz za nią sto wiertarek.
- Jak to?
- Pan Jezus powiedział, że cokolwiek oddamy tutaj na ziemi, to w niebie dostaniemy w zamian sto takich rzeczy, a Pan Bóg zawsze mówi prawdę i zawsze słowa dotrzymuje.
...
Tu nastąpiła dłuższa chwila przerwy.
- No dobra. Dam tę wiertarkę.
Syn przyszedł, przytulił się do mnie, a ja objąłem go, pogłaskałem po głowie, pochwaliłem i zapewniłem, że cały czas będziemy wspólnie majsterkować używając moich narzędzi. Po czym z uśmiechem zapytałem co będzie robił z setką wiertarek w niebie i czy da mi jedną z nich?

Prezent w miarę sprawnie skompletowaliśmy - brakowało bodajże dwóch bitów do wkrętarki z całego kompletu. Nie mogliśmy ich naprędce znaleźć. Sam sprzęt był właściwie jak nowy. Syn włożył wszystko do kartonu po ulubionych korkotrampkach. Karton natomiast włożyliśmy do ozdobnej torebki. Prezent był gotowy. Mogliśmy zacząć przygotowania do wyjazdu.

I cała ta historia, którą opisałem, jest właściwie jedynie barwnym tłem do tego, abyśmy mogli dojść do sedna, czyli do tego jak piękna jest wiara u dzieci. Jak bardzo prawdziwe i aktualne są słowa Jezusa, że musimy stać się jak one, aby wejść do Królestwa Niebieskiego. Nasza wiara, ufność, miłość ma być właśnie taka jak u dziecka. Bez zbędnych spekulacji, niedowierzań, stawiania sobie konstrukcji warunkowych w stylu: - To co Jezus mówił jest prawdą, ALE..., JEŻELI..., TYLKO W PRZYPADKU..., JEDYNIE DLA...".

Miejmy jednak też świadomość, że takie myślenie nie powstanie u dziecka z niczego. Wielokrotnie w dyskusjach z dziećmi nawiązujemy do tematu nieba. Staramy się z żoną używać tego obrazu jak najczęściej i wspominać o niebie w tak oczywisty sposób, jak mówi się o placu zabaw, boisku, czy parku. Z pomocą w tym zadaniu mogą przyjść różne książki, bajki, filmy. Najlepsze są oczywiście te oparte na świadectwach żyjących ludzi. Ja polecam m.in. książkę Niebo istnieje naprawdę oraz FILM o tym samym tytule - obie pozycje opowiadają o przeżyciach Coltona Burpo, który twierdzi, że był w niebie i opisuje to, co tam zobaczył.

Dodatkowo przestrzeń nieba jest szczególnie pomocna, aby zmotywować dzieci do wykonania jakieś czynności, np. posprzątania po sobie, czy nawet posprzątania po rodzeństwie. I powiem, że to w bardzo wielu przypadkach naprawdę działa. Jest kolosalna różnica w działaniu dziecka gdy się mu powie:
- Sprzątnij tę zabawkę, bo cię o to proszę/bo chciałbym, aby było posprzątane/bo zabawka chciałaby być na swoim miejscu/bo...
a
- Sprzątnij tę zabawkę, a otrzymasz skarb w niebie.
Polecam, aby samemu to wypróbować.

I jeszcze dwa takie dopowiedzenia. Albo trzy. ;-)
* Nie jest to motywacja w stylu zrób to, a dostaniesz lizaka, która działa dopóki mamy lizaki. I kiedy przestaniemy mieć lizaki, dziecko przestanie wykonywać nasze polecenia. Skarb w niebie jest wirtualny i dziecko nie otrzymuje żadnych namacalnych korzyści. Ubogaca się jego serce - to fakt, ale empirycznie odczuć się tego nie da. I co jest dodatkowo super - ta motywacja, to ubogacenie jest możliwe do zrealizowania w każdym miejscu i o każdej porze.
* Bardzo myli się ten, kto uważa argumentację o skarbie w niebie za infantylną. Wręcz przeciwnie. Jest to działanie bardzo dojrzałe i niejako jest spełnianiem woli samego Boga:
Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Mt (6, 19-20)
* Aby taka zachęta odnosiła skutek, trzeba serce dziecka naprawdę umieszczać w niebie. Chyba najłatwiej to zrobić od czasu do czasu puszczając wodze fantazji w rozmowie z dzieckiem i dzieląc się marzeniami o tym, co sobie kupimy jak już dostaniemy się do nieba, za te wszystkie nasze nagromadzone skarby...

I to z grubsza to, czym chciałem się z Wami podzielić. Z grubsza... :-D

PS. Prezent bardzo się kuzynowi spodobał. Do tego stopnia, że musiał być skonfiskowany przez rodziców na jakiś czas, gdyż wiercenie dziur przeniosło się z dworu do salonu. ;-)


No comments:

Post a Comment