Friday, June 10, 2016

Przez Maryję do Jezusa, przez Jezusa do Maryi

W ostatnią sobotę towarzyszyłem synkowi w jego pierwszym turnieju szachowym dla przedszkolaków. Sześć rund z rozstawianiem zawodników w systemie szwajcarskim. Każda runda trwała 20 min. Synek startował z rok starszymi, więc był przygotowywany psychicznie, że nie zwycięstwo jest jego celem, ale nabranie doświadczenia. Okazało się, że parę rozgrywek wygrał, a drużyna z przedszkola zajęła drużynowo III miejsce, więc wszystko wyszło bardzo pozytywnie! :-)

Ale nie o tym chciałem napisać. Rozgrywki odbywały się nieopodal os. Szklane Domy w Krakowie, gdzie znajduje się kościół Matki Bożej Częstochowskiej, A ponieważ turniej był długi, a dzieciaki po skończonych rundach same doskonale organizowały sobie czas na przedszkolnym placu zabaw, postanowiłem nawiedzić owy kościół i pomodlić się. Kościół jest bardzo bliski mojemu sercu, ponieważ to właśnie tutaj kilka lat temu przełamałem się i po raz pierwszy modliłem się z rękami wzniesionymi do góry. :-) Kto chce zgłębić temat (skutki), odsyłam do poprzedniego postu. Inną rzeczą, która zawsze mnie tu przyciąga, to całodzienne wystawienie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Piękna sprawa móc adorować Boga, który wybrał tak prostą rzecz jak połączenie mąki z wodą, aby się uobecniać. Trudno to pojąć umysłem...

Wracając do sprawy... Po wejściu do kościoła, chcąc się przywitać z Gospodynią domu, uklęknąłem przy stopniach prowadzących do głównego ołtarza. Ale nie na środku, tylko z boku, ponieważ w głównym przejściu panie właśnie przystrajały krzesła i ławki do ślubu. I tak jak uklęknąłem, tak po chwili spojrzałem w prawo i ukazał się mi przepiękny, jakże symboliczny widok. Uwieczniłem go na zdjęciu, które znajduje się pod tym postem. Figura Maryi prawie całkowicie przysłaniająca postać zmartwychwstałego Jezusa (widoczne są jedynie ręce Pana). Ta figura fatimska nie stoi tam na co dzień i szczerze powiedziawszy, nie wiem skąd się wzięła. Nieważne. Ważna jest ta piękna symbolika - Maryja drogą do Jezusa. Jak powtarzamy podczas Modlitwy rzymskiej z nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy:
"Ty wiesz, o Matko Przebłogosławiona, jak bardzo Jezus, Odkupiciel nasz pragnie udzielać nam wszelkich owoców Odkupienia. Ty wiesz, że skarby te zostały złożone w Twoje Ręce, abyś je nam rozdzielała."

Myślę, że warto nasze dzieci od początku prowadzić tą drogą ku Bogu. Właśnie przez Maryję. Nie bez kozery święty papież Jan Paweł II jako swoje zawołanie biskupie, a potem papieskie wybrał "Totus Tuus" - cały Twój (Maryjo). Jak sam mówił (sparafrazuję z pamięci):
Kiedyś wstydziłem się mojej pobożności maryjnej. Nawet obawiałem się, że może jest ona nieodpowiednia, ponieważ być może ujmuje ona należnej chwały Bogu. Jednak w głębi serca wierzyłem, że przecież Maryja zawsze wszystkich prowadzi do Jezusa, więc oddawanie Jej czci musi być miłym Bogu aktem. Z czasem to przekonanie zostało wzmocnione. Zrozumiałem, że nie tylko Maryja prowadzi mnie do Jezusa, ale również Jezus prowadzi mnie do Maryi."

Ilekroć czytam biografię jakiegoś wielkiego świętego, to okazuje się, że miał on lub miała ona wielkie nabożeństwo do Matki Jezusa. I coraz mniej mnie to dziwi. Jakże pięknie zaczyna się modlitwa św. Bernarda wypraszająca właśnie Jej wstawiennictwo:
"Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, 
że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, 
kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, 
Ciebie o przyczynę prosi." 

Co jakiś czas w naszym domu powtarza się taka sytuacja. Dzieci coś przeskrobią - tak to łagodnie ujmijmy. Informuję więc je o jakieś zasłużonej karze w obecności żony. Co istotne, kara jest bardzo dla nich dotkliwa, np. rezygnacja z zaplanowanej wycieczki. Reakcja jest oczywiście jedna - wielki lament. No i wtedy dzieci proszą mamę, aby mnie "udobruchała". Tak się też dzieje, niekoniecznie dzieci są tego świadkami, ale w efekcie kara jest złagodzona. Co jest tutaj istotne, to to piękne tło o nieocenionej roli matki. Tło, które musi po prostu wejść w krew. I na nim można już w naturalny sposób nakreślać jak ważną rolę spełnia Maryja w dziele naszego zbawienia.

Co więcej jest Ona często naszą ostatnią deską ratunku, kiedy skutecznie nie wypełniając uczynków miłosiernych za życia, zamykamy sobie furtkę do miłosierdzia Bożego i tym samym "domagamy" się sprawiedliwego osądu Bożego... A tu zaczyna już być naprawdę nieciekawie. I z tej "nieciekawej" sytuacji właśnie Ona - Matka Miłosierdzia może nas jeszcze wyratować.

Tak pisze o Bożym miłosierdziu i Bożej sprawiedliwości siostra Faustyna w swoim Dzienniczku:

Pan Jezus: "Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla Mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie. ... Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem Moim, wpadną w sprawiedliwe ręce Moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski Moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im czego pragną" (Dz 1728).

"Dzień 25 marca. Rano w czasie rozmyślania ogarnęła mnie obecność Boża w sposób szczególny, widząc wielkość niezmierną Boga i zarazem Jego zniżenie się do stworzenia. Wtem ujrzałam Matkę Bożą, która mi powiedziała: O, jak bardzo miła jest Bogu dusza, która idzie wiernie za tchnieniem Jego łaski; ja dałam Zbawiciela światu, a ty masz mówić światu o Jego wielkim miłosierdziu i przygotować świat na powtórne przyjście Jego, który przyjdzie nie jako miłosierny Zbawiciel, ale jako Sędzia sprawiedliwy. O, on dzień jest straszny. Postanowiony jest dzień sprawiedliwości, dzień gniewu Bożego, drżą przed nim aniołowie. Mów duszom o tym wielkim miłosierdziu, póki czas zmiłowania; jeżeli ty teraz milczysz, będziesz odpowiadać w on dzień straszny za wielką liczbę dusz. Nie lękaj się niczego, bądź wierna do końca, ja współczuję z tobą." (Dz 635).


Tak więc, mimo że małe dzieci mogą mieć trudności ze zrozumieniem przymiotów i działań Boga, to w sposób bardzo naturalny rozumieją matczyną miłość, czułość, oddanie, poświęcenie, opiekę... I te cechy, to zrozumienie wykorzystujmy, aby kierować ich serca ku Maryi, ku rozmowie z Nią, ku przebywaniu z Nią, ku modlitwie do Niej - słowem, śpiewem, tańcem, gestem, działaniem (np. zbieraniem kwiatów)... U nas to działa, szczególnie w przypadku najstarszej córki. :-D






No comments:

Post a Comment