Thursday, March 3, 2016

Obrazy świętych w domu - okna do niebiańskiego świata

Chcę się podzielić pewną refleksją dotyczącą świętych obrazów, czyli tych przedstawiających świętych, aniołów, Pana Jezusa. Pamiętam, że w domu mojej śp. babci i dziadka wisiały w każdym pomieszczeniu, łącznie z kuchnią piękne podkoloryzowane reprodukcje świętych obrazów. Jakoś nigdy specjalnie nie przywiązywałem do nich wagi, ale jednak one tam były i do dziś jak np. zobaczę charakterystyczny podłużny obraz Świętej Rodziny, to przypominam sobie jego pierwowzór z owych lat dziecięcych. Zresztą teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że uświęcały tamte miejsca w jakiś nadnaturalny sposób (domyślam się, że same też były poświęcone). Sprawiały, że świat świętych był na co dzień obecny w naszym świecie. Pozwalały, aby nasze myśli w godzinie próby mogły w łatwy sposób powędrować do innej rzeczywistości - tej niebiańskiej, która powinna być prawdziwym celem naszego ziemskiego pielgrzymowania. Może to górnolotnie brzmi, ale jak pisze św. Paweł w swoich listach - tutaj na ziemi jesteśmy jedynie pielgrzymami. Nasza ojczyzna to niebo. Nie dziwota więc, że czasem czujemy się nieswojo, jak w gościnie u znajomych. Niby wszystko ładnie pięknie, a jednak czegoś nam brakuje. Do czegoś cały czas tęsknimy... No chyba, że tak nie jest, to wtedy należy zadać sobie pytanie, czy zbytnio nie przywiązaliśmy się do tego świata, którego władcę sam Jezus określa nie jako siebie, ale jako diabła:
"Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie." J (12, 31-32)
"Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie." J (14, 30)

W naszym domu obrazy święte pojawiają się na ścianach od początku, ale stopniowo. Najpierw powiesiliśmy łagiewnicki obraz Jezusa Miłosiernego - "Jezu ufam Tobie", który otrzymaliśmy od rodziców na ślubie. Później obrazy aniołów stróżów, które albo sami kupowaliśmy, albo dzieci dostawały od rodziców chrzestnych. Jest także obraz Jezusa ukrzyżowanego - zdjęcie z kaplicy w Sanktuarium Krzyża Świętego w krakowskiej Mogile, którego zakup syn wyprosił jak wstąpiliśmy któregoś razu do mogilskiego sanktuarium, a potem do sklepu z dewocjonaliami (a wszystko to po wizycie u pani okulisty, która przyjmuje w przychodni nieopodal). Obraz Jezusa z Jego Najświętszym Sercem, który synek "uprosił"od babci, aby mu dać podczas któryś odwiedzin. Ikona Matki Bożej niosącej Ducha Świętego tzw. Pneumatofora. A do tego kilka włożonych w ramki świętych obrazków, które co jakiś czas są dołączane do prasy katolickiej. A do tego krzyże powieszone nad drzwiami. Jak tak sobie pomyślę, to każdy z nich ma swoją unikalną historię. A to krzyż z pielgrzymki do Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej (Leśniów), a to krzyż z drzewa oliwkowego przywieziony do Polski prosto z Betlejem (Pomoc Kościołowi w Potrzebie), a to krzyż z wizyty w Czatachowej u ojca Daniela (Pustelnia Czatachowa), a to krzyż z warsztatu samochodowego (osobna historia ;-)), a to krzyż z pielgrzymki do Sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie kończący rekolekcje RCSu/RCSMu w Gródku nad Dunajcem (Sanktuarium bł. Karoliny).  A jeszcze przecież wiszą papierowe chrześcijańskie kalendarze (misyjne, maryjne, roku miłosierdzia, ...), które poprzez swoje zdjęcia również niosą piękne duchowe przesłanie.

I po tak, można by rzec, rozbudowanym wstępie, mogę wreszcie przejść do zdarzenia, którym tak naprawdę chciałem się podzielić. Nasza najmłodsza córeczka - już dwuletnia, jak dotąd gaworzyła sobie w swoim języku (cały czas to robi oczywiście), wypowiadając pojedyncze sylaby. A jak łączyła je, to jedynie, aby je powtórzyć, czyli "ma-ma", "ta-ta", "ba-ba", "dzia-dzia", itp.. Staraliśmy się, aby powtórzyła dwie sylaby różne, ale bezskutecznie. Potrafiła pierwszą, potrafiła drugą, ale razem jakoś nie wychodziło. No i wczoraj nastąpił przełom powiedziała... "Je-ziu!". I nie tylko raz, ale potrafiła to powtórzyć i powtarza do teraz. :-))) I stało się to bez żadnej naszej ingerencji. Po prostu (jak opowiadała żona) patrzyła na obraz Jezusa wiszącego na krzyżu z Mogiły, patrzyła, patrzyła i powiedziała: JE-ZIU!!!

Chwała Panu!




No comments:

Post a Comment