Wednesday, February 10, 2016

Na histerię najlepsza modlitwa

Dzisiejszy post napiszę chyba przede wszystkim dla samego siebie. Ku pamięci, można by rzec. A ponieważ dziś jest Środa Popielcowa, będzie to "post na post".

Ot taka cowieczorna sytuacja - modlitwa rodzinna. Zaproszone wszystkie dzieci do modlitwy, ale nasza najstarsza, prawie czteroletnia córka zaczyna grymasić. Nie włącza się we wspólną część, zamiast się modlić przeszkadza. Gdy natomiast przychodzi jej kolej "plecie trzy po trzy" i w ogóle nie zważa na moje napomnienia, chowając się za mamą, kontynuując "na złość" swoją "paplaninę". Po chwili nie zważa już na nikogo napomnienia...

No ale OK. Ignorując to zachowanie jakoś dobrnęliśmy do końca naszej rodzinnej modlitwy wieczornej. Dzieci idą do łóżek - taki jest plan. W teorii... Jak się okazało nasza najstarsza córka chce bardzo, aby przy niej położyła się mama, co zaczyna głośno artykułować. Żonie to nie na rękę, ponieważ chce w tym momencie w innym pokoju położyć do snu jej młodszą siostrzyczkę. Tłumaczenia niewiele pomagają, wręcz zaostrzają konflikt. Gdy pojawia się krzyk, żona zrezygnowana wraca do łóżeczka córki, ale wtedy już nie wytrzymuję. Zdenerwowany tą sytuacją (mój opis nie oddaje oczywiście całego napięcia) jak tylko potrafię, uprzejmie proszę żonę, aby wyszła z pokoju i położyła najmłodsze dziecko do łóżeczka tak, jak planowała. Tłumaczę jednocześnie najstarszej córce, że skoro przed chwilą była nieposłuszna tak tacie, jak i mamie, to z jakiej racji teraz mama ma jej słuchać? Jak jutro będzie posłuszna to i mama zachowa się inaczej. Drzwi za mamą się zamykają.

W efekcie pojawia się niepohamowana złość, ryk i nieustający krzyk. Jednym słowem - histeria. Niewiele do zdziałania jest w tego typu sytuacjach, co pewnie potwierdzi każdy, kto je zdążył już przeżyć. (Otwierając ten nawias i pisząc tę dygresję, pragnę choć trochę uwrażliwić wszystkich na "dobre rady" płynące od osób, które swoją wiedzę, mądrość i doświadczenie czerpią z książek, kursów, telewizji, internetu, czy nawet pracy z dziećmi, tylko że nie własnymi i nie w systemie 24/7.)

No ale cóż, poziom hałasu w pokoju sięga niedopuszczalnych nigdzie norm, syn zaczyna się żalić ze łzami w oczach, że go uszy bolą od tego krzyku, coś trzeba zrobić... Więc z powrotem na kolana i zaczynam modlitwę rodziców. Pierwszy jej element - modlitwa szkaplerzna: "Pod Twoją obronę...". Nic nie pomaga. Wręcz jest jeszcze gorzej. Chwytam się brzytwy i zachęcam córkę:
- Chodź do mnie, pomodlimy się razem, to powiem mamie, że jesteś znów posłuszna i przyjdzie do ciebie.
- Nieeeeeeeeee...
Tak, to była ostra brzytwa...
Kontynuuję więc: "Święty Michale Archaniele...". Syn się pyta:
- Tato, mogę z tobą?
Chwila zastanowienia, czy pozwolić, czy nie pozwolić - w końcu było polecenie, że "do łóżek". Ale z drugiej strony jak odmówić tak pięknej prośbie? Przecież sam Jezus powiedział - "Gdzie dwaj, albo trzej zbiorą się w imię moje, tam Ja będę z nimi.".
- Tak możesz. - niknie gdzieś pomiędzy krzykami córki.
Modlimy się więc na kolanach już razem - tata i syn. Teraz: "O Maryjo bez grzechu poczęta...". Stan jeszcze gorszy. Kolej na: "Niepokalana Matko Jezusa i Matko moja Maryjo Królowo Polski, biorąc za wzór św. Jana Pawła II...".
Ledwie co słyszę własne słowa, ale wtedy uświadamiam sobie pewną rzecz. I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, wierzę, że to nie tyle ja sobie uświadamiam, ile sam Bóg daje mi natchnienie, abym coś zrozumiał. Otóż nachodzi mnie taka myśl - "To nie twoja córka krzyczy, ale zły krzyczy, ponieważ słabnie.". O co chodzi?- pytam siebie. Jaki zły? Ale po chwili kolejna myśl - "Czy złość pochodzi od Boga?". No nie, zdecydowanie nie - odpowiadam sobie. I zaraz już sam dedukuję - skoro nie pochodzi od Boga, a w świecie duchowym nie ma próżni, to od kogo? No od kogo? I pomimo wielu decybeli za dużo na tak małe pomieszczenie ogarnia mnie niesamowity spokój i otucha. Myślę sobie nawet - "A krzycz sobie krzycz! Za chwilę jeszcze ci dołożymy bólu następnymi modlitwami. Już niedługo będziesz musiał kolejny raz podkulić ogon i uznać moc Boga - cuchnący smoku złości.".
Jeszcze wspólne "Chwała Ojcu...", jeszcze wspólne "Witaj Królowo, matko miłosierdzia...", jeszcze "Panie Jezu, za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi i za wstawiennictwem św. Józefa...". A na koniec modlitwa św. Brygidy, czyli 7 Ojcze nasz i 7 Zdrowaś Maryjo ku czci Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa. Ponieważ to ostatnia modlitwa części rodziców, poszliśmy tutaj z synem na całość. Jak w wojsku zaczęliśmy równo, mocno, głośno, żywo, po prostu po męsku odmawiać: "Ojcze nasz...", potem "Zdrowaś Maryjo..." i znów "Ojcze nasz..." i znów "Zdrowaś Maryjo..."... Już bodajże przy trzecim "Ojcze nasz..." córka zaczęła z nami odmawiać niektóre wersy tej modlitwy. Niesamowite to było. Płacz, krzyk, a po chwili z jej ust wypłynęło "i odpuść nam nasze winy", znów płacz, znów krzyk i po chwili dało się słyszeć jej słowa: "błogosławionaś Ty miedzy niewiastami". Każda kolejna modlitwa to większe uspokojenie i większe zaangażowanie w modlitwę. Piąte rozważanie było już bez żadnych krzyków. Ostatnie dwa rozważania (znów za natchnieniem Bożym) postanowiłem odśpiewać. W końcu córka lubi śpiewać i często sobie nuci jakieś piosenki uwielbieniowe. Zaczęliśmy więc śpiewać z synem "Ojcze nasz", potem "Zdrowaś Maryjo". Córka w zupełnym spokoju, równając oddech po tak długim płaczu, śpiewała z nami.
Gdy skończyliśmy znakiem krzyża, wystarczyło pobłogosławić córkę leżącą spokojnie w łóżeczku, aby po paru minutach słodko zasnęła wsłuchując się w odmawianą jeszcze przeze mnie samego Drogę Krzyżową. Aż miło było widzieć jej anielską twarzyczkę przyklejoną do poduszki.

Ot taka historia na rozpoczęcie Wielkiego Postu.

No comments:

Post a Comment