Tuesday, November 3, 2015

By nasze dziecko było lubiane przez rówieśników

Właśnie wysłuchałem homilię ks. Dominika Chmielewskiego i tak mnie poruszyła końcówka, że postanowiłem napisać o tym post. A o co chodzi? Chodzi o to, aby nasze dziecko nie było klasową "ofiarą losu". Napiszę więcej - chodzi o to, aby nasze dziecko miało taki przymiot świętości, o którym Pismo Święte, a dokładniej św. Łukasz mówi: "Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali." Łk (8, 40).

Jeżeli choć jednemu rodzicowi pomoże to w zmianie negatywnego nastawienia rówieśników do jej dziecka, to warto. I nie mam na myśli, że jakiś tam Jasiu nie lubi naszego dziecka - nie jesteśmy złotymi monetami, aby każdy nas lubił. Pisząc o negatywnym nastawieniu mam na myśli cięższy kaliber, a mianowicie, że nasze dziecko jest nagminnie wytykane palcami, rówieśnicy się z niego śmieją, jest łatwym celem docinków i głupich kawałów... po prostu nie potrafi się zaaklimatyzować w grupie. Co wtedy zrobić, kiedy rady psychologów, pedagogów i nauczycieli nie pomagają? Proponuję wysłuchać 3-minutowego fragmentu audio zawierającego bardzo niekonwencjonalną propozycję. A, żeby jeszcze bardziej podkręcić atmosferę i zachęcić do wysłuchania tego materiału, zacytuję zdanie opisujące reakcję mamy, której ową metodę zaproponowano: "...to się wyczuwa idealnie jak ktoś na ciebie patrzy jak na świra."

www.youtube.com/watch?v=-FCPchRiy0Q&feature=youtu.be&t=31m46s

(Po 3 minutach mam nadzieję...)
I teraz pozwolę sobie na pewne świadectwo. Będzie ono tłumaczyło dlaczego ten krótki fragment homilii ks. Dominika tak bardzo dotknął mojego serca. (Akurat zajmowałem się inną rzeczą słuchając homilii, a jednak temu kawałkowi Duch Święty nie pozwolił upaść na ziemię.)

Z żoną cały czas się dziwimy (oczywiście bardzo pozytywnie!!!) kiedy kolejni rodzice mówią nam, jak to nasz syn jest lubiany przez ich dziecko. Czasem pod wpływem jakiegoś komplementu człowiek aż się zaczerwieni i coś tam zaczyna bełkotać (jak to Polak) - "a bo ma dwie siostry... , a bo z siostrami cały czas przebywa, bawi się, nabiera szacunku, animuje je... no i tak kształci w sobie te pozytywne cechy...". W sercu oczywiście własna pycha krzyczy - "Fajni rodzice to i fajne dzieci!" ;-). Ale tak naprawdę, to ileż mamy tego wpływu na to, jak postrzegane jest nasze dziecko? Możemy nauczyć tego, czy tamtego. Ochronić przed tym, czy tamtym. Pokierować tu, czy tu, ale osobowość każdego człowieka to coś o wiele więcej niż papierek lakmusowy czasu spędzonego z rodzicami. Oczywiście to bardzo ważny element, ale pewnie jest mnóstwo osób, które pomimo "podręcznikowego" wychowywania dziecka, nie doczekało się spodziewanych efektów. Czy więc my wiemy o jakimś tajnym sposobie? I tak i nie.
Nie - ponieważ jako rodzice wydaje nam się, że kochamy własne dzieci jak wszyscy dookoła i pragniemy dla nich jak najlepiej.
Tak - ponieważ stosujemy się od początku do tego, o czym mówił ks. Dominik. Codziennie w modlitwie porannej i wieczornej pamiętamy o naszych aniołach stróżach, odmawiając popularną modlitwę "Aniele Boży, stróżu mój...", a w pokoju dzieci wiszą 3 obrazy aniołów stróżów. Każde dziecko ma swój. A jak się rodzina powiększy, to przybędzie kolejny obraz. :-)


PS. Po wysłuchaniu wspomnianego fragmentu, postaramy się uzupełniać naszą modlitwę o rozmowę z aniołami stróżami kolegów i koleżanek naszych dzieci. Skoro działa, to dlaczego tego nie wykorzystać? :-D

No comments:

Post a Comment